"Robiliśmy zdjęcia, bo chcieliśmy sprawdzić i ewentualnie pokazać społeczeństwu, że były minister i Patrycja Kotecka to para" - powiedzieli fotoreporterzy w TVN24. To do nich należało czarne BMW, które widział przed swoim domem Zbigniew Ziobro. Tak więc, to nie mafia ani służby, tylko zwykli paparazzi "inwigilowali" byłego ministra.
Fotoreporterzy sami zgłosili się do stacji TVN24, żeby wyjaśnić sprawę. Z bólem przyznali, że nie udało im się sfotografować śledzonej pary razem. Takiego kadru, z parą trzymającą się za ręce czy całującą na pożegnanie, nie mają.
Zrobili jednak zdjęcia Patrycji Koteckiej, wiceszefowej Agencji Informacji w TVP, jak wychodzi z domu, w którym mieszka były minister sprawiedliwości. Po godzinie sfotografowali wychodzącego z budynku Zbigniewa Ziobro.
Polityk usiłował ścigać dziennikarzy, ale ci uciekli na jego widok. "Rzeczywiście próbował nas gonić. Przejechał ciągłą linię i chciał jechać dalej za nami, ale mu się nie udało, bo były korki" - potwierdza fotoreporter.
O czarnym BMW polityk opowiedział szefowi klubu PiS Przemysławowi Gosiewskiemu, a ten wystąpił do premiera z oficjalnym pytaniem "czy służby specjalne inwigilują polityków opozycji?". Zbigniew Ziobro ze spokojem przyjął informację o tym, że "śledzili go dziennikarze" a nie agenci. Jak zwykle, nie powiedział nic o swojej relacji z Patrycją Kotecką.