Szumowski w rozmowie z portalem Interia wyjaśniał dlaczego od 2008 roku ma rozdzielność majątkową z żoną.

Reklama

Wziąłem duży kredyt. Jeżeli biorę kredyt wart milion złotych to wolałbym, żeby nie obciążał mojej żony i dzieci, ale tylko mnie. To ja fizycznie zarabiałem operując. Przed wzięciem bardzo dużego kredytu zdecydowałem więc o rozdzielności majątkowej. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego – tłumaczył.

Z doniesień medialnych wynika, że Szumowski zanim wszedł do rządu był udziałowcem dwóch z wielu spółek, których założycielem był jego starszy brat – Marcin Szumowski. Jedna z nich, czyli Szumowski Investments to jeden z udziałowców OncoArendi Therapeutics. Według ustaleń "Faktu", w latach 2017–2020 spółka Marcina Szumowskiego otrzymała z publicznych środków co najmniej 74 miliony złotych z dotacji i grantów z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. NCBiR podlega resortowi nauki, w którym Łukasz Szumowski był wiceministrem od końca 2016 do początku 2018 roku. Jego brat był wówczas prezesem OncoArendi Therapeutics.

Odniósł się do tego w mediach społecznościowych lider Porozumienia Jarosław Gowin, który w latach 2015-2020 był ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, a w latach 2017-2018 - przełożonym Szumowskiego w tym resorcie.

"Łukasz Szumowski, obejmując urząd wiceministra nauki, poinformował mnie o biznesowej aktywności swojego brata. Z powodu potencjalnego konfliktu interesów NIGDY nie podejmował żadnych działań związanych z przyznawaniem grantów przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju" - napisał na Twitterze.

Szumowski pytany o to, dlaczego udziały w OncoArendi przepisał na żonę, odpowiedział, że przekazał je przed 2016 rokiem.

To nie są bezpośrednio udziały w OncoArendi, ale w Szumowski Assets. Żona jest więc drobnym współwłaścicielem spółki OncoArendi. Szacując, może mieć ok. 3 proc. akcji – wyjaśniał.

Reklama

Odniósł się także do słów Sławomira Nitrasa, który żonę Szumowskiego nazwał "słupem".

Gdybyśmy byli w dawnych czasach, to bym panu Nitrasowi dał w pysk. Oceniam pana Nitrasa jako człowieka chamskiego i niekulturalnego. W sumie więc szkoda na niego energii i czasu – stwierdza w rozmowie.

W dalszej części wywiadu Szumowski stwierdza, że "nie musi być ministrem, bo ma naprawdę dobry fach w ręku".

Jestem jednym z dłużej urzędujących ministrów zdrowia, bo mało kto wytrwał tyle na moim stanowisku, więc niczego się nie obawiam. Z drugiej strony jako kardiolog i profesor zabiegowy zarabiałem 20-30 tys. zł miesięcznie. Miałem dobrą pracę i pacjentów, którzy mnie szanowali. Miałem czas dla siebie i rodziny – tłumaczy.

Dodaje, że bycie ministrem nie należy do przyjemnych rzeczy a w dużej mierze to czas "obarczony zdarzeniami nieprzyjemnymi". Stwierdza też, że przyjmując to stanowisko, wiedział, że straci finansowo.

Wizerunkowo pewnie też. Nie przyszedłem tu ani dla pieniędzy, ani dla sławy – wyjaśnia.

Dopytywany dlaczego w takim razie zdecydował się zostać ministrem, powiedział, że "jest państwowcem i jeśli pojawia się taka możliwość, to trzeba swój obowiązek spełnić".