W niedzielnych wyborach prezydenckich prezydent Andrzej Duda uzyskał 43,5 proc. głosów a kandydat KO Rafał Trzaskowski 30,46 proc., i to oni zmierzą się w II turze 12 lipca. Kandydat Lewicy Robert Biedroń uzyskał 2,22 proc. głosów.

Reklama

Jaruzelska pytana we wtorek w radiu TOK FM o błędy, jakie Lewica popełniła w czasie kampanii, oceniła, że kampania nie należała do najlepszych i "największym zaskoczeniem jest brak zaskoczenia". Dodała, że program Lewicy był słaby, a hasła zużyte i nudne.

Gdy pojawił się pan Trzaskowski z podpisaniem Karty LGBT, głoszący poglądy zdecydowanie bardziej liberalne, niż to kiedyś miało miejsce w Platformie (...) ta cześć elektoratu, która i tak jest dychotomicznie skierowana do wyborów (...), doszła do wniosku, że po co oddawać głosy na Biedronia(...) skoro możemy mieć mocniejszego gracza, który będzie reprezentował również liberalne poglądy i ma znacznie większe szanse - powiedziała.

Dodała, że czuć było, że to będzie "starcie dwóch gigantów" PO-PiS.

Córka gen. Jaruzelskiego zapytana o to, czy może lepiej w takim razie nie głosować, powiedziała, że zaczyna dochodzić do takich wniosków, że gdy nie chcemy ani jednego, ani drugiego, to może nie musimy głosować. Zauważyła też, że głosując obojętnie na którego z dwóch kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury, nadal podtrzymywać będziemy duopol partyjny PO-PiS. Po tylu latach te partie powinny dostać żółte kartki, a za jakiś czas czerwone - powiedziała.

Ze smutkiem - jak mówiła - odniosła się do tego, że inni kandydaci, antysystemowi, w tej chwili zapowiadają już przekazanie swoich głosów. To jest dla mnie smutna konstatacja - mówiła. Dodała też, że marzy jej się "technokratyczny rząd specjalistów i prezydent koncyliacyjny, wyrastający spoza ugrupowań rządzących".