Reporterzy tvn-owskiego programu "Teraz MY" informacje o pomyślnym zdaniu państwowego egzaminu przez syna ministra musieli potwierdzać w Ministerstwie Sprawiedliwości. Bo pytali o to samego Piotra Ćwiąkalskiego, ale ten odparł, że nie jest synem ministra, i że to przypadkowa zbieżność nazwisk.
"Dziennikarze nie kontaktowali się z moim synem. Insynuacje, że mój syn kłamał, nie przyznając się do ojca, powodują w takim kontekście utratę mojej wiary w rzetelność niektórych dziennikarzy" - napisał Zbigniew Ćwiąkalski.
Dodaje, że syn ma 25 lat i nie mógł mu zabronić przystępować do egzaminu w tym roku.
"Zdawał na tych samych zasadach co inni. Nie uważałem za właściwe, aby kogokolwiek uprzedzać o planach syna, aby nie zarzucił mi on jakiegokolwiek wpływania na wyniki jego egzaminów" - zapewnił minister.
Ale gdy dziennikarze zapytali Piotra Ćwiąkalskiego, czy jest synem ministra, odpowiedział mailowo, że to przypadkowa zbieżność nazwisk.
Minister Ćwiąkalski zapewnił, że pytania na egzamin przygotowywały zespoły fachowców delegowanych przez Naczelną Radę Adwokacką, i nie miał on na nie wpływu.
"Jeśli to prawda, to niestety może to oznaczać, że wracają stare czasy. Dzieci wpływowych prawników dostają się, a zwykli śmiertelnicy mogą sobie pomarzyć" - komentuje w rozmowie z reporterem "Teraz MY" były minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro.