Brak oczywistego następcy Johnsona - kogoś, kto miałby jego zalety, ale pozbawiony był jego charakterologicznych wad oraz cieszyłby się poparciem zarówno posłów, jak i szeregowych członków partii, był zresztą powodem, dla którego nie został on odsunięty od władzy wcześniej.

Reklama

Kandydaci

Do tej pory zamiar ubiegania się o schedę po Johnsonie zadeklarowały oficjalnie dwie osoby: prokurator generalna Suella Braverman oraz szef poselskiej komisji spraw zagranicznych Tom Tugendhat, przy czym szanse tej pierwszej są znikome. Ale start w partyjnych wyborach poważnie rozważa jeszcze kilkunastu posłów.

Kilka miesięcy temu, gdy wydawało się, że Johnson będzie musiał odejść wskutek afery wokół alkoholowych imprez na Downing Street w czasie restrykcji covidowych, faworytami do jego zastąpienia byli ówczesny minister finansów Rishi Sunak oraz szefowa dyplomacji Liz Truss. Szanse Sunaka osłabił fakt, że on również został ukarany mandatem za złamanie restrykcji oraz to, iż jego żona, córka indyjskiego miliardera, przez lata miała status zagranicznego rezydenta podatkowego, co pozwoliło jej zaoszczędzić kilkanaście milionów funtów podatków. Nie było w tym nic nielegalnego, ale dla ministra finansów jest to dość niezręczna sytuacja. Tym niemniej i Sunak, i Truss, której rola wzrosła w czasie wojny na Ukrainie, są w grze i są w gronie faworytów.

Obydwoje zostali jednak ostatnio zdystansowani przez ministra obrony Bena Wallace'a. Według opublikowanego w czwartek sondażu wśród członków Partii Konserwatywnej, Wallace - bardzo dobrze oceniany za działania w sprawie Ukrainy - wygrywa ze wszystkimi potencjalnymi rywalami. Ale on jeszcze nie zadeklarował, czy zamierza się ubiegać o przywództwo, a do niedawna nie brał tego pod uwagę. Jeśli się zdecyduje, będzie mocnym kandydatem. Zwłaszcza, że ma też inne atuty, jak silne związki ze Szkocją - jako żołnierz służył w regimencie Szkockich Gwardzistów - co jest istotne w kontekście powstrzymywania secesjonistycznych dążeń władz w Edynburgu.

Reklama

Kilka tygodni temu wśród faworytów wymieniany był Jeremy Hunt, obecnie szef poselskiej komisji zdrowia, wcześniej były minister spraw zagranicznych, który w poprzednich wyborach o przywództwo przegrał w decydującej rozgrywce z Borisem Johnsonem. Jeśli Hunt będzie głównym reprezentantem dawnych remainerów, czyli zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w UE, może zajść wysoko, ale jest zbyt mocno kojarzony jako przeciwnik brexitu, by w decydującej fazie, gdy wybierać będą szeregowi członkowie partii, miał szanse na wygraną.

Czarny koń

Czarnymi końmi wyścigu mogą być przede wszystkim minister ds. polityki handlowej Penny Mordaunt, a także minister transportu Grant Shapps i nowy - od wtorku - minister finansów, wcześniej minister edukacji i wiceminister zdrowia ds. szczepień Nadhim Zahawi. Mordaunt jest twardą zwolenniczką brexitu, jest popularna wśród szeregowych członków partii i wysoko oceniana przez bukmacherów. Jeśli będzie miała poparcie całego skrzydła radykalnych brexiterów, które jest wpływowe, ma szanse na to, by daleko zajść, być może nawet do finałowej dwójki.

Shapps w sposobie bycia jest najbliższy dobrym stronom Johnsona, czyli jest otwarty, bezpośredni, łatwo nawiązuje kontakt z wyborcami, co byłoby atutem, gdyby był liderem partii. Zahawi jest dobrze oceniany za skuteczne wprowadzenie programu szczepień przeciw Covid-19, choć jego imigranckie pochodzenie - jest irackim Kurdem, który urodził się w Bagdadzie - może osłabiać jego szanse.

To samo w pewnym stopniu dotyczy zresztą też Sunaka i Sajida Javida, do wtorku ministra zdrowia, a wcześniej szefa kilku innych resortów, choć ci dwaj urodzili się już w Wielkiej Brytanii i są bardziej wrośnięci w brytyjski establishment. Imigranckie korzenie ma także minister spraw wewnętrznych Priti Patel, choć akurat w jej przypadku one najmniej by przeszkadzały szeregowym członkom partii, bo jest ona zwolenniczką twardej walki z nielegalną imigracją. Tym, co osłabia - a w zasadzie przekreśla - szanse Patel, jest to, że w ślad za twardą retoryką w sprawie przepraw przez kanał La Manche nie idą skuteczne działania.

Możliwość ubiegania się o przywództwo sygnalizuje również Steve Baker, były lider eurosceptycznej frakcji w klubie poselskim konserwatystów, choć odwołując się do podobnego elektoratu, co bardziej popularna Mordaunt, nie wydaje się by miał duże szanse.

Najprawdopodobniej wraz z ogłoszeniem w przyszłym tygodniu harmonogramu wyborów lidera pojawią się jeszcze inne nazwiska, ale szanse, by ktoś spoza wymienionych powyżej mógł dojść do finałowej dwójki, nie mówiąc już o zwycięstwie, są znikome.

O stanowisko lidera może się ubiegać każdy poseł konserwatystów - z wyjątkiem samego Johnsona - ale aby został kandydatem na lidera, musi uzyskać poparcie co najmniej ośmiu kolegów klubowych. Na tych, którzy spełnią ten warunek, członkowie klubu poselskiego konserwatystów będą głosować w kolejnych rundach. Po pierwszej odpadną ci, którzy dostaną mniej niż 5 proc. głosów (obecnie jest to 18 posłów), a jeśli wszyscy przekroczą ten próg, wyeliminowana zostanie osoba z najmniejszym poparciem. W drugiej próg wymagany do pozostania w wyścigu wzrasta do 10 proc., czyli 36 posłów, a jeśli wszyscy go osiągną, ponownie odpadnie osoba z najmniejszą liczbą głosów. W ten sam sposób będą się odbywać kolejne tury aż do wyłonienia finałowej dwójki kandydatów. Spośród nich zwycięzcę wybierze w głosowaniu pocztowym ok. 200 tys. członków Partii Konserwatywnej. Nowy lider automatycznie obejmie funkcję premiera kraju.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński