Na dziś wariant jednej listy KO, PSL, Polski 2050 i lewicy (czyli Nowej Lewicy oraz Razem) wydaje się mało prawdopodobny, z czego zdano już sobie sprawę nawet w Platformie Obywatelskiej. Mamy swoje badania, z których wynika, że przy starcie razem całej opozycji pompowany jest wynik Konfederacji. Momentami miała nawet 13 proc. – mówi nam polityk Polski 2050 Szymona Hołowni. Jednocześnie wyklucza jedną z wersji wspólnej listy, czyli koalicję świateł drogowych (lewica, Polska 2050 oraz PSL, zaś KO osobno).

Wspólna lista

To kolejny sygnał uprawdopodabniający scenariusz wspólnego startu z wyłączeniem lewicy. I do tego ma teraz przeć sama Platforma Obywatelska. W takim układzie lewica z jednej strony cieszyłaby się większą swobodą, niż gdyby szła z PO, a z drugiej respektuje interesy wszystkich zainteresowanych stron – przyznaje polityk z otoczenia Donalda Tuska. O takim pomyśle napisała kilka dni temu Dominika Wielowieyska w „Gazecie Wyborczej”.
Reklama
Także ludowcy dają do zrozumienia, że wspólna lista tylko z KO i Hołownią to dziś najbardziej prawdopodobny wariant.
Co by dał opozycji? Po pierwsze, praktycznie niemal pewne pierwsze miejsce w wyborach parlamentarnych i zwiększenie szans na ich wygranie. Jeśli spojrzymy na średnie poparcie z różnych sondaży na stronie ewybory.pl, to obecnie PiS ma tam 33 proc. KO – 27 proc., Polska 2050 i Lewica – po 9 proc, Konfederacja – 7 proc., a ludowcy – 6 proc. Jak widać, zsumowane poparcie w wariancie opozycyjnej listy, bez lewicy, to 42 proc. Przy okazji opozycja unika dylematów, czy PSL wejdzie do Sejmu, czy nie, więc głosy na to ugrupowanie się nie zmarnują. Przy takim prostym zsumowaniu obecnego poparcia sama lista KO, PL 2050 i ludowców miałaby 230 głosów, do czego doszłyby 33 głosy lewicy, czyli łącznie 263 głosy dające bezpieczną większość w Sejmie (takie wyliczenia wykonaliśmy za pomocą kalkulatora dr. hab. Jarosława Flisa). Natomiast jeśli przeliczy się te średnie wyniki z opozycją startującą w podzielonej formule na czterech listach, to dostałaby ona nieco mniej, bo 245 mandatów. Oczywiście to fotografia na dziś, a kampanijna dynamika może wiele w tym zmienić, bo pojawią się pytania o premię za zjednoczenie się dużej części opozycji, ale także możliwą premię dla PiS wynikającą z kampanijnej polaryzacji.
Teoretycznie zagrożeniem dla planów opozycji może być odebranie głosów lewicy, m.in. dzięki aktywności lubianego po tej stronie sceny Rafała Trzaskowskiego. Na razie jednak nikt nie bierze tego poważnie. Dla nas to świetna formuła. Nasi najbardziej progresywni działacze będą mogli się „wyszaleć”, a Platforma nie będzie musiała już na siłę wykonywać lewoskrętów – twierdzi rozmówca z Nowej Lewicy. Choć są też tacy, którzy nie kryją rezerwy.
Z punktu widzenia opozycji ważny jest nie tylko sam wyborczy wynik, lecz także zdobycie pierwszego miejsca na mecie. Politycy PO, ale także PiS, z którymi rozmawiamy, zwracają uwagę, że gdyby każda opozycyjna partia poszła osobno, to są szanse, że to PiS będzie pierwszy, tak jak obecnie w sondażach. A zaraz po wyborach kluczowym zagadnieniem będzie, kogo prezydent wskaże na premiera. Do tej pory był to polityk wskazywany przez zwycięskie ugrupowanie. Formalnie nie ma takiego wymogu, bo z punktu widzenia prezydenta jest ważne, by wskazać na polityka, który będzie miał ponad 231 szabel w sejmie. Od wejścia w życie konstytucji 1997 r. tak się składało, że nominat zwycięskiego ugrupowania to gwarantował. Ale już na przykład rozdział mandatów według obecnej średniej sondażowej przy sześciu partiach w Sejmie wskazuje, że PiS miałby 191 głosów, a druga KO – 152. I mimo to właśnie KO ma większe szanse na utworzenie rządu z resztą opozycji. Politycy i PiS, i PO liczą się z tym, że w takim układzie prezydent zwróci się do lidera zwycięskiej formacji. – Jeśli np. dostaniemy 210–215 głosów, to jest szansa, że resztę dobierzemy – mówi polityk PiS i identyczne zdanie, tylko wyrażone jako obawę, słyszymy od polityków PO. Co tylko pokazuje, że wyścig o pierwsze miejsce w wyborach także będzie miał duże znaczenie.

Głosowanie nad PIS-owską ustawą o SN

Aktualnie największym problemem dla omawianego scenariusza jest sytuacja po stronie opozycji po zeszłotygodniowym głosowaniu w Sejmie nad PIS-owską ustawą o Sądzie Najwyższym mającą odblokować miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy. Wszystko przez to, że z wcześniejszych ustaleń pomiędzy liderami opozycji wyłamali się posłowie Szymona Hołowni (zagłosowali przeciwko ustawie, podczas gdy pozostałe ugrupowania się wstrzymały).
Z tego ugrupowania dochodzą sprzeczne sygnały, z jednej strony nieoficjlanie słyszeliśmy pozytywne słowa o wspólnej liście z KO i PSL oraz stwierdzenia, że w tym kierunku zmierza rozwój sytuacji na opozycji. Z drugiej lider PL 2050 powiedział wczoraj w Polsat News, że pomysł na wspólną listę PO-PL2050-PSL to „Polska 2015” i nie ma o tym mowy.
Ustalanie tak delikatnych rzeczy jak to, kto będzie jedynką czy dwójką na listach, jest niewyobrażalne w sytuacji, gdy Hołownia nie potrafi nawet utrzymać dyscypliny wśród kilku swoich posłów. Dziś nawet takie PSL czuje się oszukane – przyznaje polityk PO. Jednocześnie wciąż nie przekreśla opcji wspólnego startu. Skoro partner jest nieobliczalny, trzeba zająć się sobą. Teraz zajmiemy się więc prekampanią, bo za sześć miesięcy ruszy oficjalna. Oczywiście jeśli działacze Polski 2050 się zdecydują, nie będą prowadzili jakiejś gry, pewnie się porozumiemy – dodaje rozmówca DGP.
Podobne opinie słychać na lewicy. Uważamy, że jeżeli ma powstać wspólna lista wyborcza, to musi być na niej miejsce zarówno dla Szymona Hołowni, jak i dla PSL, Platformy Obywatelskiej, a także dla Nowej Lewicy – powiedział kilkanaście dni temu na antenie Programu 3 Polskiego Radia Krzysztof Gawkowski. Dodał też, że jeśli tego pomysłu nie uda się zrealizować, to lewica wystartuje sama. I dziś na ten scenariusz właśnie się zanosi.
Mniej entuzjastyczni w stosunku do Hołowni chwilowo są ludowcy. Karty Hołowni bardzo osłabły. Ma poczucie, że wszystkich ograł, a tak naprawdę to system ogra jego – ocenia osoba związana z PSL. Zdaniem naszego rozmówcy postawa Szymona Hołowni utrudni rozmowy nie tylko o wspólnej liście do Sejmu, lecz także do Senatu.