W Sejmie trwa gorąca dyskusja o sposobach walki z kryzysem. Posłowie deklarowali wspólną walkę z finansową zapaścią. Skończyło się jednak tak, jak zawsze - na wzajemnych oskarżeniach o wywołanie kryzysu. Minister finansów zapytał dlaczego na sali nie ma Jarosława Kaczyńskiego? PiS zarzucił rządowi lenistwo. SLD wytknął błędy tak PiS jak i PO. "Minister finansów myśli jak księgowy nie jak ekonomista" - powiedział Wojciech Olejniczak.

Reklama

>>>Dowiedz się, jak spekulanci chcą wypompować z Polski 50 miliardów dolarów!

"Kryzys gospodarczy to dla Polski druga po transformacji politycznej wielka próba. Dlaczego wybraliśmy inną drogę wyjścia z kryzysu niż inne kraje? Nie jest to droga obliczona na słupki sondażowe i nie jest to droga leniwego rządu" - mówi na samym początku debaty Rostowski.

"Kryzys w naszym regionie przebiega trochę inaczej niż w Wielkiej Brytanii i USA. Nasz system bankowy jest zdrowy, ale dług państwowy jest wysoki. Płacimy 5,5 proc. od naszych obligacji dwuletnich. Gdybyśmy płacili tyle co Anglia - 1,5 proc. - moglibyśmy zastanowić się nad zwiększeniem deficytu. Idąc drogą większego deficytu, przy naszym długu, doszlibyśmy jednak do sytuacji, w której są Węgry. One płacą 11 procent od swoich obligacji dwuletnich. Jesteśmy więc w połowie drogi. Zwiększając deficyt, poszlibyśmy drogą węgierską" - dodał minister.

"Jesteśmy przygotowani na dalsze oszczędności. Nie chcemy zwiększać podatków i deficytu. Ale musimy być przygotowani na mniejsze zło i rząd PO - PSL takich decyzji nie będzie się bał" - ostrzega szef resortu finansów. "Nasze ambicje przyjęcia euro to najlepszy sposób walki z kryzysem w Polsce. Widać to po przykładzie opcji walutowych. Takich opcji by nie było, gdybyśmy mieli euro.

"Nie przestraszyliśmy się wyliczeń prezesa PiS, że każdy emeryt straci 240 złotych na wejściu do strefy euro. Chętnie bym go zapytał, skąd wziął te wyliczenia, gdyby był tu teraz na tej ważnej debacie" - mówi Rostowski.

Minister dodał, że nie powinniśmy oskarżać banków o to, że wypompowują pieniądze z Polski. Podał, że tendencja jest odwrotna i spółki matki zasiliły w czasach kryzysu polskie oddziały. Stwierdził też, że rząd przygotował pole do działania Narodowego Banku Polskiego.

Reklama

Szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski przedstawił konkretne działania rządu w sprawie wychodzenia z kryzysu. To między innymi inwestycje takie, jak 40 miliardów złotych z funduszy unijnych na modernizację dróg i lotnisk, zwiększenie gwarantowanych depozytów bankowych, działania w sektorze bankowym.

"Trzeba powiedzieć też o opcjach walutowych. Dlaczego politycy PiS nie mówią o jednej ważnej rzeczy, że prezydent nie podpisał ustawy zabezpieczającej interesy przedsiębiorców, tylko odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego? Gdyby ta ustawa obowiązywała, firmy nie miałyby takich kłopotów jak teraz z powodu opcji" - mówi Chlebowski.

Dodał też, że za czasów rządów PiS Polska przespała dwa lata, które można było poświęcić na wchodzenie do strefy euro. Przypomniał, że za rządów PiS dług publiczny wzrósł o 55 miliardów złotych.

>>>Tusk do Platformy: Idą dla nas złe czasy

Posłanka PiS Aleksandra Natalli-Świat nie kryła rozczarowania informacją ministra finansów. Mówiła o tym, że tylko w styczniu pracę straciło 160 tys. osób. "Co robi rząd? Mam wrażenie, że tylko czeka. Oczywiście można czekać i oskarżać o wszystko PiS, ale to pokazuje tylko brak ważnego merytorycznego przygotowania" - mówiła posłanka.

Jej zdaniem rząd źle wykorzystuje środki unijne; przygotował nierealny budżet, który już w styczniu musiał skorygować, zamiast inwestować i pobudzać gospodarkę, zakłada tylko kolejne oszczędności.

O wejściu do strefy euro powiedziała: "Uważamy, że usztywnienie kursu złotego i wejście do korytarza prowadzącego do strefy euro tylko zastopuje inwestycje (...) Minister mówi, że euro ratuje słowacką gospodarkę. Jeżeli euro jest dobre na wszystko, to dlaczego nie obroniło gospodarek francuskiej i niemieckiej? - pytała Natalli-Świat.

"My proponujemy większe inwestycje i zwiększenie dopuszczalnego limitu deficytu o 7 mld złotych(...) Chcemy też dokapitalizowania banków z udziałem Skarbu Państwa (...) Premier zarzucił nam, że chcemy zadłużyć polskie rodziny na dwa tysiące złotych. Tak. Wzrost deficytu to też wzrost zadłużenia, ale też inwestycje państwa, które zapobiegają wzrostowi bezrobocia" - mówi posłanka.

>>>Przeczytaj, jak rząd ratuje złotego

"Nasze zadłużenie wynosi dziś 900 miliardów złotych, czyli 70 procent PKB" - powiedział Wojciech Olejniczak z SLD. "Dziś mamy wyjątkowy czas, który wymaga wyjątkowych środków (...) Panie premierze, jeżeli będzie pan działał tak jak do tej pory, pan tego kryzysu nie przetrwa. A razem z panem nie przetrwają go miliony polskich rodzin."

Olejniczak zaproponował oryginalne rozwiązanie sprawy opcji walutowych - ich zamianę na regularne kredyty i stopniowy wykup przez państwo. Zaproponował przywrócenie na dwa lata podatku 40 proc. dla najlepiej zarabiających i przywrócenie składki rentowej, co da 25 miliardów złotych, które należy przeznaczyć na pomoc najbardziej zagrożonym przez kryzys rodzinom.

Każde zwiększenie deficytu powinno iść na inwestycję, m.in. na bezpieczeństwo, policję straż pożarną, bo ochroni to strefę budżetową. "Kryzys zmieni nasz kraj. Po kryzysie nie będziemy tacy sami. Musi współdziałać. Dlatego dziwi mnie brak na sali prezesa NBP i prezydenta" - zakończył Olejniczak.

Odpowiadając na zarzuty, minister finansów powiedział, że w styczniu bezrobocie zawsze rośnie. To normalne, bo po okresie wzmożonych zakupów świątecznych sklepy i producenci zwalniają pracowników zatrudnionych na okres świąt.