Oficjalnie Komisja Europejska nie chce się jeszcze przyznać do błędu. "Do czasu publikacji prognoz nie podajemy żadnych liczb" - mówi tylko Amelia Torres, rzeczniczka KE ds. ekonomicznych. Jednak proszący o zachowanie anonimowości eksperci komisji, którzy zajmują się bezpośrednio opracowywaniem analiz gospodarczych, biją się w pierś.

Reklama

>>>Rząd potnie się w czasach kryzysu

W maju Bruksela prognozowała, że w tym roku dochód narodowy Polski spadnie aż o 1,4 proc. Byłby to najgorszy wynik od czasu szokowej terapii Leszka Balcerowicza sprzed blisko 20 lat."Ten wynik zostanie teraz zasadniczo poprawiony w górę, do około 0 proc., a być może nawet niewielkiego plusa" - zdradza nam ekspert KE. Czy do poziomu oficjalnej prognozy Ministerstwa Finansów? Resort spodziewa się w tym roku wzrostu dochodu narodowego o 0,2 proc.

>>>Śledczy Rostowski szuka trzech miliardów

Komisja Europejska opublikuje nowe prognozy dla siedmiu największych gospodarek Unii, wśród których jest też Polska, w połowie września. Tym razem weźmie pod uwagę oficjalne dane za I i II kwartał tego roku. Pokazują one, że nasz kraj mimo wszystko zdołał utrzymać wzrost gospodarczy.

Taki scenariusz już cztery miesiące temu przewidywał Jacek Rostowski. Dlatego w bezprecedensowym geście zaraz po publikacji prognoz komisji minister finansów zwołał konferencję prasową, aby wyrazić oburzenie z powodu braku profesjonalizmu eurokratów. "Prognoza Komisji Europejskiej jest błędna, nie zgadzamy się z nią. Nasze wyliczenia są bardziej wiarygodne" - uznał wtedy szef resortu finansów. I dodał: "Rozumiemy problemy komisji w określeniu wiarygodnej prognozy dla 27 krajów. Jest to bardzo trudne w zmieniającej się sytuacji".

Wówczas wielu ekspertów uznało, że Rostowski zamyka oczy na prawdę i próbuje zakląć rzeczywistość. Jednak dziś to autorzy tamtych prognoz przyznają się do błędu. "Nie doceniliśmy niektórych atutów strukturalnych polskiej gospodarki. Osłabienie złotego bardzo pomogło ograniczyć spadek eksportu, a zmniejszenie w 2008 r. podatków pozwoliło podtrzymać wewnętrzny popyt" - tłumaczą. "Mniejszy, niż sądziliśmy, był też wzrost bezrobocia" - dodają.

Reklama

"Czujemy satysfakcję, bo okazało się, że to jednak my, a nie Komisja Europejska, mieliśmy rację" - przyznaje wysoki rangą urzędnik resortu finansów. "Ale to przede wszystkim dobra wiadomość dla Polski" - podsumowuje.

Annika Melander, szefowa działu prognoz KE, tłumaczyła w maju DZIENNIKOWI, że Bruksela potrafi lepiej przewidzieć rozwój polskiej gospodarki, bo ma lepszy ogląd sytuacji w całej Europie. Jednak dziś eksperci komisji przyznają: "Poprawa sytuacji w Polski idzie pod prąd tego, co dzieje się w całej Unii. Dla większości krajów członkowskich będziemy musieli pogorszyć prognozy".

Błąd Brukseli wynika jednak nie tylko ze złej analizy danych. "Jeszcze w styczniu utrzymywaliśmy, że polska gospodarka będzie się rozwijać w tempie 2 proc. Zarzucono nam wówczas hurraoptymizm. Dlatego kolega uznał, że tego błędu nie można ponownie popełnić. I wychylił wahadło nadmiernie w drugą stronę. Ja próbowałem przekonywać go, że jest nadmiernym pesymistą - nie udało się" - zdradza nam kuchnię opracowywania prognoz KE jeden z naszych rozmówców.