Prawo i Sprawiedliwość, co prawda wygrało wybory do Sejmu RP otrzymując 35,38 proc. głosów, wyprzedzając Koalicję Obywatelską (30,7 procent), ale te wyniki oznaczają, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie uzyska samodzielnej większości. Wybory parlamentarne do Sejmu i Senatu przyniosły frekwencję 74,4 proc. To rekord od czasów wyborów w 1989 roku, kiedy do urn poszło 62,7 proc. Polaków. Okazało się, że jest to demokratyczne przebudzenie narodu, które wyraziło się rekordową frekwencją w historii III Rzeczpospolitej - uważa politolog, profesor Kazimierz Kik.

Reklama

Prof. Kik: Nastąpiło przebudzenie

Na tak wysoką frekwencję zapracowali głównie wyborcy z dużych miast. To głównie ci, którzy zagłosowali na opozycję. Nastąpiło przebudzenie. W pewnym sensie, w obszarach wpływów opozycyjnych była zwiększona mobilizacja. Natomiast, w obszarach dominacji sił rządzących pojawiło się zniechęcenie - tak profesor Kik tłumaczy porażkę partii rządzącej.

Reklama
Reklama

Podkreśla, że mobilizacja nastąpiła wśród mieszkańców z wyższym wykształceniem. To zmiana w porównaniu do wyborów z 2015 roku, kiecy to Zjednoczona Prawica przejmowała władzę w Polsce z rąk koalicji PO-PSL. Gdzie frekwencja była największa? Warszawa, Poznań, Gdańsk, czyli w największych ośrodkach uniwersyteckich, ludnościowych i gospodarczych kraju. Tam ludzie nie tylko poszli do wyborów, ale potrafili również przekonać do tego innych - wyjaśnia prof. Kazimierz Kik.

"Powrót Polski do Europy"

Ten zwrot w wyborach oznacza powrót Polski do Europy. Otrzymamy pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, skończą się spory z Niemcami, nie będzie kłótni w Parlamencie Europejskim. Zeuropeizujemy się na nowo -ocenił politolog. Polacy poczuli zagrożenie, że Polska może być wyprowadzona z Unii Europejskiej- dodał. Prawo i Sprawiedliwość uzyskało 35,38 proc. głosów. Taki rezultat oznacza 194 mandaty dla parlamentarzystów Zjednoczonej Prawicy. W 2019 roku było ich aż o 41 więcej. To jest ewenement. To się jeszcze nie zdarzyło w Polsce, żeby po dwóch kadencjach wygrać wybory w warunkach tak daleko idącej mobilizacji opozycji - komentuje Kik.

Koalicja Obywatelska z kolei zanotowała gorszy wynik niż PiS, ale i tak powody do radości. Wspólnie z Trzecią Drogą i Lewicą może utworzyć większościowy rząd, czego prawdopodobnie nie uda się obozowi Jarosława Kaczyńskiego. To jest początek drogi. Polska zyskuje w tych wyborach szansę na odbudowę wspólnoty. To jedyna droga prowadząca do sukcesu. Jeżeli liderzy opozycji zamiast niej wybiorą zemstę na politykach PiS-u to, nic z tej wspólnoty nie będzie. Dążenie do pogłębiania polaryzacji, do zniszczenia PiS-u tylko pogłębi spór - mówi politolog profesor Kazimierz Kik.

"Tusk ma wiele wad"

Ekspert zaznaczył, że Donald Tusk to jeden z najbardziej doświadczonych polskich polityków. Ma jednak sporo wad. Ostateczny sukces opozycji będzie w dużej mierze zależeć od tego, z czego skorzysta lider Platformy Obywatelskiej. Wszystko zależy od tego, czy Tusk znajdzie w sobie te cechy charakteru, które do tej pory wykazywał, czyli empatia, większa troska o interes narodowy niż interes partyjny - wskazał politolog.

Za tym dobrym wynikiem Trzeciej Drogi stoi nieufność części opozycji do Donalda Tuska, a po stronie niezdecydowanych coraz większa nięcheć do PiS-u. Fenomen Polski 2050 jest porównywalny do Kukiz’15. Nie sądzę, żeby przetrwali do następnych wyborów - komentuje dobry wyniki Trzeciej Drogi. Jak zauważa prof. Kazimierz Kik, "członkowie Polski 2050 mogą zostać zagarnięci przez Platformę Obywatelską". Jeżeli Tusk okaże się być takim politykiem, jak Jarosław Kaczyński to przejmie posłów Trzeciej Drogi - wyjaśnia politolog.

Co zatem czeka PSL? Mówi się, że PiS chce przeciągnąć na swoją stronę PSL. To jest niemożliwe, bo Kosiniak-Kamysz wtedy działałby wbrew swoim interesom. PSL będąc u władzy ma największą szansę, żeby odzyskać wieś. Gdyby porozumiał się z PiSem, to by jej nie odzyskał. Zostałaby ona w rękach Kaczyńskiego - przewiduje profesor Kik.

Lewica z nadzieją. Konfederacja nad przepaścią

Politolog skomentował także wynik Lewicy. Obecna Lewica składa się z tzw. lewicy światopoglądowej, a ta “socjalna” jest wokół PiS-u. Będąc częścią rządu opozycyjnego, i mając wpływ na politykę socjalną, ma ogromną szansę na przejęcie uboższego elektoratu, który głosuje obecnie na PiS - analizuje prof. Kik.

Nie ma za to wątpliwości, że największym przegranym wyborów jest Konfederacja. Co prawda, uzyskała lepszy wynik w porównaniu do 2019 roku, kiedy to zdobyła 7 mandatów mniej, ale oczekiwania w szeregach tej formacji były dużo większe. Cechą młodzieży, która zawsze popierała, takie partie, jak Konfederacja jest niestałość. To znaczy, dużo mówią, ale potem nie działają, nie głosują. Jedni nie poszli na wybory, a drudzy zostali przekonani przez innych liderów - uważa profesor Kazimierz Kik.

Politolog twierdzi także, że winnymi porażki Konfederacji są również jej liderzy: Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak. To nie są politycy na miarę potrzeb i czasu, bo nie byli przekonywujący i stali w swoich poglądach. W Polsce ugrupowania stawiające na młody elektorat muszą mieć mocnych liderów - powiedział.

Co zrobi prezydent Duda? "Może dojść do nowych wyborów"

Prezydent Andrzej Duda stoi teraz przed zadaniem powołania premiera rządu w nowej kadencji Sejmu. PiS będzie chciał, żeby prezydent przeciągał termin wyboru premiera. Grając na zwłokę, będą chcieli podgryzać partie opozycyjne i skłócać je. Może dojść do kryzysu, którego finałem będą nowe wybory - przestrzega profesor Kik.

Prezydent Andrzej Duda musi wskazać kandydata na nowego premiera najpóźniej do 28 listopada 2023. Do 12 grudnia 2023 nowo desygnowany premier prosi parlamentarzystów o udzielenie mu wotum zaufania. PiS wykorzysta ten czas na torpedowanie przejęcia władzy przez opozycję. Będą chcieli podkupić posłów z różnych formacji. Nie sądzę, żeby to się udało. Trzeba jednak pamiętać, że dzisiaj ludzie głównie idą do polityki po pieniądze - podsumowuje profesor Kazimierz Kik.

Jeżeli nowy premier wybrany przez prezydenta nie zdobędzie większości, inicjatywę przejmuje Sejm. Wówczas grupa co najmniej 46 posłów wskazuje swojego kandydata na premiera. Ma na to 14 dni. Ten również walczy o wotum zaufania. Potrzebuje bezwzględnej większości głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.