Zarząd przewoźnika zamierza wskazać w sądzie na nieprawidłowości głosowania w sprawie strajku, z czego wyprowadza wniosek, iż wynik głosowania nie ma mocy prawnej i nie może być podstawą do ogłoszenia strajku. Jedna z nieprawidłowości ma polegać na tym, iż w głosowaniu mieli brać udział pracownicy nie mający do tego prawa. Strajk został poparty przez 92,5 proc. załogi.
Oprócz drogi sądowej w ramach przygotowywania awaryjnych planów menedżerowie BA sondowali pracowników w celu ustalenia, ilu z nich faktycznie do strajku przystąpi. "Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ochronić pasażerów przed karygodną, niczym nie uzasadnioną decyzją związku Unite" - oświadczył szef BA Willie Walsh, który wcześniej przedstawił związkowcom ultimatum upływające o godzinie 14 czasu lokalnego.
Straty BA w ostatnim roku obrachunkowym sięgnęły 401 mln funtów. Zanosi się na to, że w obecnym mogą się podwoić. Deficyt zakładowego funduszu emerytalnego ocenia się na 3,7 mld funtów. Przewoźnik zatrudniający ogółem ok. 40 tys. pracowników wprowadził drastyczny program oszczędnościowy obejmujący zwolnienia, zamrożenia płac i pogorszenie warunków dla nowo zatrudnianych pracowników. Związkowcy twierdzą, iż niektóre zmiany są nielegalne. Na krótkich, europejskich trasach liniom coraz trudniej konkurować z tanimi przewoźnikami, takimi jak easyJet, na transatlantyckich zaś z powodu recesji BA napotyka większe trudności w przyciągnięciu pasażerów najbardziej rentownej klasy biznes.