Tydzień temu w radiu i telewizji także nie było pogadanki prezydenta. Powód? Grała Brazylia, ulubienica Chaveza. Prezydent pewnie marzy, żeby Latynosi pobili na głowę wszystkich zachodnich imperialistów. Na razie wszystko toczy się wspaniale! Trzy dni temu afrykańscy bracia z Ghany wykopali z turnieju znienawidzonych Amerykanów...

Jeśli dziś Ekwadorczycy wyeliminują największych sługusów Busha, Anglików, dziejowej sprawiedliwości stanie sie zadość. Szkoda tylko, że sama Wenezuela nie awansowała do finałów mistrzostwa. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego...

Pewnie dlatego prezydent na czas mundialu postanowił odpuścić sobie wielką politykę. A bywa tak ciekawie... Co tydzień w swoim programie urządza wielki spektakl polityczny. Nieustannie oskarża USA o szykowanie inwazji na Wenezuelę i plany zamordowania go przez CIA. Szasta pieniędzmi z ropy i kumpluje się z Fidelem Castro. Ale w końcu piłka jest ważniejsza dla prawdziwych południowoamerykańskich machos...