Bawarskie władze zgodziły się na odstrzelenie niedźwiedzia w sobotę. Wcześniej przez dwa tygodnie starano się go złapać tak, by nie zrobić mu krzywdy. Cwany Bruno jednak skutecznie wymykał się obławie za każdym razem. Nigdy nie przychodził dwa razy w to samo miejsce. Nie poradziły sobie z nim psy myśliwskie. Ciągle gubiły jego ślad.

Miś nie bał się nikogo. Włamywał się do zagród, porywał owce, króliki, kozy i znikał. W sobotę pływał spokojnie w jeziorach, nie robiąc sobie nic z kręcących się w pobliżu ludzi. A po ostatniej, jak się okazało, w swoim życiu kąpieli wyprawił się na wycieczkę w góry. Tam w końcu dopadli do myśliwi.

Bruno przywędrował do Niemiec z parku narodowego w południowym Tyrolu. Miał dwa metry wzrostu i był pierwszym od 1835 roku brunatnym niedźwiedziem, jaki pojawił się na terenie Niemiec.

Losy Bruna z wielką uwagą śledziły niemieckie media. Okrzyczano go gwiazdą sezonu. W Bawarii pojawiły się nawet koszulki z wizerunkiem misia i napisem "Nie złapiecie mnie". Dziś niemiecka telewizja ARD pokaże film o Brunie.