Przekonał się o tym aktor Arthur Richardson, który wylądował w areszcie za to, że owinął sobie głowę czarną koszulką. Widać było tylko jego oczy. Chciał wyglądać jak wojownik ninja. Przechodniom jednak jego spektakl bardzo się nie spodobał. Uznali, że zamaskowany delikwent jest niebezpieczny i zadzwonili po policję. Szybko okazało się, że Richardson, choć nieuzbrojony, i tak popełnił poważne przestępstwo. Bo od ponad 50 lat w Tampie jest przepis, że... nie można na ulicach nosić żadnych masek.

Skąd taki pomysł? Miejscowi twierdzą, że prawnicy uznali, iż jest bardzo bliski związek między maską na twarzy a niecnymi zamiarami. "Ludzie, którzy noszą maski np. w dzielnicach biznesowych, prawdopodobnie chcą kogoś okraść. I prawdopodobnie mają broń" - mówi bez żadnych wątpliwości emerytowany policjant Larry McKinnon. I dodaje, że prawo powstało w czasach, gdy bardzo aktywny był Ku-Klux-Klan, czyli grupy bandytów napadających na czarnych Amerykanów. Ubierali się m.in. w charakterystyczne białe maski.

Jest tylko jeden dzień w roku, gdy miejscowa policja nie egzekwuje zakazu: święto Halloween, czyli 1 listopada. Wtedy na amerykańskie ulice wylegają miliony przebierańców.