Statek Carnival Liberty właściwie zamienił się w pływający szpital - co czwarta osoba na nim miała grypę. Chorowało 530 pasażerów i 140 osób załogi z 2800 ludzi na pokładzie. Jedni cierpieli tylko przez kilka godzin, inni przez kilka dni. W Port Everglades na Florydzie, gdzie przybił statek, w izolatce wylądowało 19 najbardziej cierpiących osób.

Gdy na statku wybuchła epidemia, chorych pozamykano w kabinach, żeby nie zarażali reszty. Podczas kwarantanny dostawali butelkowaną wodę, lód, ryż dietetyczny i żel dezynfekujący do rąk. Załoga porządnie wyszorowała poręcze i naczynia, zamknięto szwedzki stół. Z powodu choroby załogi, niektóre kabiny nie były sprzątane przez kilka dni.

Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób uspokaja - to tylko wirus grypy żołądkowej. Zarażeni wymiotują, mają ściśnięte żołądki i biegunkę. Wirus łatwo przenosi się z jednego człowieka na drugiego. Na Carnival chorobę przywlekło kilku zarażonych pasażerów.

Statek będzie dezynfekowany przez najbliższe dwa dni. Na wszelki wypadek, amerykański sanepid sprawdzi, czy na pokładzie nie ma jeszcze innego "pasażera na gapę".

Carnival Liberty to jeden z największych na świecie statków wycieczkowych. Ma 13 pokładów dla pasażerów. Olbrzym zabiera na pokład prawie 3 tysiące osób.