Dziewięć lat temu w wypadku samochodowym w Paryżu zginęli Lady Di i jej przyjaciel, Dodi Al-Fayed. Jego ojciec narobił szumu. Twierdzi, że to wywiad brytyjski, na polecenie pałacu Buckingham, zabił księżną i Dodiego. Dlatego trzy lata temu wznowiono śledztwo.

Teraz ukazał się raport. Nie ma nic nowego. Wypadek nie był zamachem. Kierowca pędził jak szalony, bo był pijany. Żaden wywiad nie faszerował go prochami. Ustalenia Francuzów potwierdzają te wnioski.

"Nie wierzę w te ustalenia. To była rzeź, a nie wypadek" - nadal przekonuje egipski milioner, Mohammed Al-Fayed, ojciec Dodiego. "Jesteśmy przekonani, że śledztwo zostało zakończone przedwcześnie. To wszystko jest częścią spisku, który ma ukryć prawdę" - dodawał rzecznik prasowy rodziny Al-Fayed, Michael Cole.

85% Brytyjczyków wierzy, że wypadek był zaplanowany. "Ludzie nie mogą zaakceptować, że to był najzwyczajniejszy wypadek, spowodowany przez jazdę po pijanemu" - komentuje biografka Diany, Sarah Bradford.