Do wysokogórskiego kurortu wybrali się na seminarium dla członków partii lewicowej, z której wszyscy się wywodzą. Spotkanie zarządził premier i lider ugrupowania, Sergiej Staniszew.
Tym sposobem ministrowie, posłowie, szef parlamentu, no i szef rządu oczywiście, spakowali się w sobotę. I jazda w góry Riła na południe od Sofii. Zapomnieli jednak, że pogoda bywa nieobliczalna. W nocy z soboty na niedzielę obficie padał śnieg. Na domiar złego wiał silny wiatr, który z białego puchu utworzył ogromne - kilka razy wyższe od człowieka - zaspy! A rządzący zostali odcięci od reszty świata.
Na posterunku władzy w Bułgarii ostali się tylko dwaj członkowie rządu - jak donosi gazeta "Dnewnik" - wicepremier i minister spraw zagranicznych. Szef dyplomacji uniknął śnieżycy z przyczyn prozaicznych - umiłowania do luksusu. Nie chciał dzielić pokoju z kolegą w skromnym hotelu w Bełkenemie, gdzie stacjonują zasypani. Wybrał taki z większą liczbą gwiazdek w Welingradzie. I uniknął gigantycznych zasp.