"W czyjej chorej głowie zrodził się pomysł wysłania 360 ton gotówki do kraju ogarniętego wojną?" - grzmiał ostatnio prowadzący dochodzenie w tej sprawie demokratyczny kongresmen Harry Waxman w telewizji ABC. Gdyby nie jego dociekliwość, ta kompromitująca obecną administrację sprawa szybko nie ujrzałaby dziennego światła.

Miliardy dolarów zostały wysłane do Bagdadu między majem 2003 a czerwcem 2004 r. Podarowane przez Waszyngton pieniądze miały wspomóc "rozruch" irackiego państwa i dać niezbędną siłę nowemu rządowi, który właśnie przejmował władzę w kraju od Amerykanów. Jednak już pierwsze ustalenia poczynione przez Waxmana pokazują, w jak absurdalny sposób Waszyngton przekazywał pieniądze.

Zafoliowane paczki dolarów, w plikach po 10 tys., układano na drewnianych paletach, ładowano na pokład wojskowego samolotu transportowego i wysyłano do Iraku. Tam były przeładowywane na ciężarówki i... przewożone do rządowych budynków, w których nie było sejfów i nikt nad nimi nie sprawował pieczy.

Waxman twierdzi, że gotówka była często rozdawana prosto z samochodowych przyczep lub poniewierała się w ministerstwach. "Byłem świadkiem, jak pewien biznesmen otrzymał 2 mln dol. zapłaty. Pieniądze zostały przekazane w worku po ziemniakach, nie wzięto od niego żadnego pokwitowania" - opowiadał jeden z byłych pracowników amerykańskiej administracji w Iraku, którego przesłuchał Waxman.

Część amerykańskich ekspertów uważa, że z powodu chaosu i braku nadzoru ze strony amerykańskich władz pieniądze dostały się w ręce rebeliantów i były wykorzystane do sfinansowania ataków na siły koalicyjne. "Los tych pieniędzy był z góry przesądzony. Iracki system bankowy nie istnieje, wszechobecna jest za to korupcja" - powiedział DZIENNIKOWI John Pike, szef centrum doradztwa strategicznego w ośrodku analitycznym Global Security w Waszyngtonie.

Peter Brookes, ekspert ds. obronności z ośrodka Heritage Foundation, wykazuje nieco więcej optymizmu. Jego zdaniem pieniądze trafiły nie do terrorystów, a na prywatne konta irackich urzędników. "W tamtym okresie związki między rządem a terrorystami nie były tak silne jak dzisiaj. Poza tym rebeliantom nie brakowało funduszy, bo pieniądze na walkę z Amerykanami zdążył rozdać Saddam Husajn, zanim został obalony" - powiedział DZIENNIKOWI.

Zdaniem Harry'ego Waxmana odpowiedzialność za zniknięcie 12 mld dol. spada głównie na ówczesnego szefa Tymczasowych Władz Koalicyjnych w Iraku Paula Bremera. Ten broni się przed zarzutami o nieudolność. "Przecież mówimy o irackich pieniądzach, nie o amerykańskich. Gdy pieniądze dotarły do Bagdadu, to były już własnością irackiego rządu" - mówi.

Czy jednak Demokraci wykorzystają te rewelacje do uderzenia w George'a Busha, by zablokować jego najnowsze plany? "Wątpliwe. Choć strata jest gigantyczna, wszyscy zdają sobie sprawę, że to tylko pieniądze. A w Iraku wciąż trwa wojna i każdy, kto zdecyduje się na zablokowanie pieniędzy przeznaczonych na wojsko, będzie musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za śmierć kolejnych żołnierzy" - mówi DZIENNIKOWI Peter Brookes.