Richard Hammond, znany z brytyjskiego programu "Top Gear" motoryzacyjny prezenter telewizyjny, powiedział kiedyś, że jeśli Niemcy wprowadzą na autostradach ograniczenia prędkości, to... po co nam Niemcy. Już wkrótce właśnie ten kraj może stać się dla niego zbędny. A wszystko przez to, że aż 58 procent Niemców jest gotowych zgodzić się na ograniczenia prędkości. I to nie dlatego, że jest zbyt dużo wypadków. Chcą obniżyć prędkość, bo jeżdżące za szybko auta wydalają zbyt dużo dwutlenku węgla i innych gazów, które powodują ocieplenie klimatu - pisze "Der Spiegel".
Lecz to niejedyny pomysł. Niemcy chcą tak bardzo dbać o klimat, że domagają się też od przemysłu samochodowego, by ten produkował auta, które mniej zanieczyszczają środowisko. Niemiecki instytut badania rynku przeprowadził badania z których wynika, że aż 91 procent użytkowników domaga się, by samochody emitowały mniej gazów cieplarnianych.
W ślad za tymi badaniami poszli politycy i ekolodzy. Bawarczycy z partii CSU domagają się nawet wyeliminowania do 2020 roku samochodów z silnikami spalinowymi. Zgłosili oni pomysł, by już za trzynaście lat dopuszczać do ruchu tylko samochody napędzane wodorem lub z hybrydowymi, mieszanymi silnikami. Szef tej partii twierdzi, że budowa ekologicznych silników stworzy nowe miejsca pracy i rozwinie niemiecką gospodarkę.