Nastroje na kijowskim Majdanie Niepodległości są nadal gorące. Wczoraj ze sceny, na której do niebiesko-czerwonego tłumu przemawiali politycy Partii Regionów, pod adresem prezydenta padały ciężkie zarzuty. "Juszczenko wydał narodowi wojnę!" - krzyczał jeden z mówców. "Ukraina to nie tylko Galicja, to również górniczy wschód. To, co robi prezydent, grozi rozpadem kraju, jego ludzie to partia wojny" - wykrzykiwał.
Do centrum miasta ściągają wciąż kolejni zwolennicy Janukowycza. Dojechali do stolicy w nocy wynajętymi pociągami z Doniecka, Ługańska i innych miast wschodu. Zadanie jest proste: mają wywołać rewolucję. Było widać po nich zmęczenie, ale na komendy gromko pokrzykiwali: "Ja-nu-ko-wycz! Ja-nu-ko-wycz!". Jest niemal tak jak w 2004 roku: głośno i kolorowo, ale z jedną bardzo wyraźną różnicą: tym razem wszystko wyreżyserowano, a uczestnikom tej kontrrewolucji brakuje spontaniczności.
Młodzi ludzie, którzy zamieszkali w miasteczku namiotowym na Majdanie, nie bardzo zresztą wiedzą, co tam robią: nie słychać rozmów o polityce, w ciszy grają w karty i popijają dostarczany im koniak. "To na rozgrzewkę" - tłumaczą, udając gotowych do kolejnego dnia batalii o wolną Ukrainę. Ale tak naprawdę czekają na wieczór, by ustawić się w kolejce do "menedżerów niebieskiej rewolucji", którzy wypłacą im należne diety. Potem ruszą w miasto. Jeden z mieszkańców namiotowego miasteczka przyznał nawet, że jeżeli pomarańczowi zorganizują swój majdan, to też przyjedzie. "Byle dobrze zapłacili" - zaznacza.
"To nieprawda! Nikt nie musi mi płacić, abym tu przyjeżdżał" - zarzeka się Jewhen, który spędził w stolicy już kilka dni. "Pieniądze mają tylko ułatwić nam życie. Przecież to stolica i jest drogo".
Większość takich jak Jewhen mieszka w stołecznych akademikach. Najwięcej jest studentów i robotników. "Czy są tu z własnej woli?" - pytam jednego z organizatorów rewolucji. "Tylko i wyłącznie" - zapewnia. Innego zdania jest reporter "Hazety po-Ukrainski"; według niego do wycieczek do stolicy namawiają rady zakładowe.
Ważnym ogniwem rewolucji jest "menadżer demonstracji". Dba, by ludzie szli po Kreszczatiku w zwartych kolumnach. W razie szturmu na siedzibę prezydenta stanie na czele kolumny. Daje sygnały, kiedy wykrzykiwać hasła o jedności narodowej i poparciu dla Janukowycza.
W tłumie można także wyłowić tych, którzy szczerze manifestują swoje przekonania: na ogół to osoby starsze, zmęczeni górnicy i kobiety z wschodnioukraińskich fabryk. Dla nich prezydent Juszczenko to symbol bogatego Kijowa, a to, czy parlament powinien być rozwiązany, czy nie, schodzi na drugi plan. "Te piękne hasła o wolności, powtarzane przez pomarańczowych, jakoś na mnie nie działają" - zapewnia Mykola, górnik z Doniecka. "Nam trzeba pracy i godnej zapłaty!".
Jednak większość niebieskiego tłumu pozostaje niewzruszona. Nikt z nich nie wie, ile potrwa nowa rewolucja: "Wszystko zależy od organizatorów. Jak każą, to będziemy manifestować. I jak każą, to się rozejdziemy" - mówi beztrosko 35-letni mieszkaniec Doniecka. Janukowyczowska Partia Regionów może więc mówić o sukcesie; zmobilizowała tysiące ludzi i na razie panuje nad nimi. To dobry początek kampanii przed nowymi wyborami.
Trudno się więc dziwić, że wczorajsze posiedzenie ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego z udziałem zaciekłych wrogów: prezydenta Wiktora Juszczenki, premiera Wiktora Janukowycza i szefa Rady Najwyższej Ołeksandra Moroza, nic nie dało. Trzy dni po rozwiązaniu parlamentu przez Juszczenkę Partia Regionów nadal uważa tę decyzję za nielegalną.
"Nie boimy się wyborów, ale decyzję prezydenta uznamy tylko wtedy, jeśli Trybunał Konstytucyjny potwierdzi jego legalność" - mówił Janukowycz na konferencji prasowej. Jednak o tym, czy w ogóle zająć się dekretem o rozwiązaniu Rady Najwyższej, trybunał zdecyduje dopiero za dwa tygodnie. Tymczasem Janukowycz powiedział, że zwrócił się o mediację do kanclerza Austrii Alfreda Gusenbauera i poprosił o ekspertyzy - jak się wyraził - "znanych europejskich prawników".
Kto się nie podporządkuje, ten stanie przed sądem - zagroził wczoraj swoim politycznym przeciwnikom prezydent Wiktor Juszczenko. Ale ulice Kijowa wciąż opanowane są przez przywiezionych z Doniecka zwolenników premiera Janukowycza. Dobrze im zapłacono za przyjazd - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama