Po amerykańskiej stronie granicy wiadomo o siedmiu ofiarach, służby meksykańskie donoszą o trzech zabitych. Do szpitali trafiło ponad 80 osób.

Nie wszyscy zdążyli się ukryć przed nadciągającym tornadem. Żywioł uderzył o świcie, gdy ludzie dopiero budzili się ze snu. W ciągu kilku chwil spokojne miasteczko pokryło się stosem gruzów, połamanych gałęzi i pozrywanych dachówek. Wiatr dął z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę.

Na ulice Eagle Pass wdarły się strumienie brudnej wody. Wlewały się do mieszkań, przesuwały zaparkowane samochody. Tysiące ludzi nie mają prądu i wody do picia.

Władze natychmiast poprosiły o pomoc Gwardię Narodową. Policjanci i gwardziści próbują zapanować nad chaosem w miasteczku. Wciąż nie wiadomo nic o losie około 800 osób. Ludzie ci mogli ukryć się w przydomowych schronach. Ratownicy spodziewają się, że część tych kryjówek może być przywalona gruzami albo nawet zatopiona.