Oto jak wygląda ciemna strona chińskiego rozwoju gospodarczego. W tym komunistycznym kraju, który uważa się ciągle za państwo robotników i chłopów, a jednocześnie chwali się rosnącym poziomem życia, istnieje niewolnictwo. W straszliwy sposób odczuło to na własnej skórze 31 robotników. Zwabiono ich do pracy w nielegalnej cegielni. A tam przez półtora roku przeszli piekło. Właściciel cegielni czuł się bezkarny, bo jego ojciec jest szefem lokalnej organizacji partyjnej - pisze "Fakt".

Reklama

"To był horror. Musieliśmy gołymi rękami nosić gorące cegły. Chodziliśmy boso. Spaliśmy na betonie. Obok łaziły szczury. Dziesiątki szczurów. A z sufitu kapała śmierdząca woda. To jedyna woda, jaką mogliśmy przetrzeć sobie twarz" - wspomina straszliwe chwile w rozmowie z "Shanghai Daily" Senq Chian.

Każdego dnia niewolnicy mieli zaledwie 15 minut na zjedzenie kawałka suchego chleba i napicie się wody. Potem goniono ich do pracy. Tyrali od 5 rano do 1 w nocy. Po czterech godzinach snu znów zaganiano ich do wydobywania gliny, formowania cegieł, wypalania ich w piecu i układania na stosach. Cały czas gołymi rękoma. I ani dnia odpoczynku. Ani chwili wytchnienia - relacjonuje "Fakt".

Zwabionych z odległych wsi niewolników pilnowało pięciu strażników z psami. Gdy ktoś narzekał, natychmiast był bity. "Jednego nawet zabili. To był Liu Bao z prowincji Gansu" - dodaje Chian. "Mówił, że bolą go ręce, że nie daje rady nosić już cegieł. Wtedy strażnik chwycił za młotek i zaczął go tłuc po głowie. To miała być przestroga dla innych. Chłopak tego jednak nie przeżył. Potem wywieźli jego zwłoki w plastikowym worku i spalili w okolicznych górach" - opowiada Chian.

Reklama

Niewolników uratowała dopiero akcja milicji, która w ramach walki z korupcją dobrała się wreszcie do właściciela cegielni i jego ojca partyjniaka - donosi "Fakt".