Białoruska opozycja zakwestionowała wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich, według których Łukaszenka zdobył niemal 80 proc. głosów. W Mińsku doszło do wielotysięcznej manifestacji, która została rozpędzona przez milicję, a siedmiu opozycyjnych kandydatów zatrzymano.
Rotfeld pytany był w czwartek w TVN24, czy zgadza się ze słowami szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego, który powiedział we wtorek: "Wedle źródeł, którym dajemy wiarę, prezydent Łukaszenka nie wygrał tych wyborów. W głosowaniu wczesnym, w którym można głosować na pięć dni przed wyborami, uzyskał grubo mniej niż 50 procent i mniej niż 50 procent także w głosowaniu w niedzielę".
"Do dzisiejszego dnia nie byłem tego pewien, ale dziś mam prawie że pewność, bo rozmawiałem z ludźmi z Białorusi, którzy przyjechali do Polski, do których mam pełne zaufanie" - powiedział Rotfeld.
Jak mówił, jego rozmówcy twierdzą, iż Łukaszenka "wygrałby wybory w ogóle, ale nie w I turze". "Prawdopodobnie otrzymałby od 37 do 43 procent według ich badań i rozeznania" - powiedział b. szef MSZ.
Podkreślił, że nie chce wymieniać nazwisk osób, z którymi rozmawiał, "również ze względu na to, co się na Białorusi dzieje". "Tam jest taka próba zastraszenia społeczeństwa i ci ludzie, gdyby nie fakt, że oni w tym momencie nie byli w Mińsku, też byliby poddani tym represjom" - zaznaczył. "Te nazwiska byłyby gwarancją, że to, co przekazuję, jest miarodajne" - dodał.
Rotfeld mówił także o sytuacji politycznej na Białorusi i sposobach jej zmiany. "Ci, którzy sądzą, że można na przykład receptę Okrągłego Stołu, która była w Polsce 1989 roku, przenieść na grunt Ukrainy czy Białorusi, mylą się. To musi być za każdym razem innego typu rozwiązanie" - ocenił.
Według niego, świadomość polityczna Białorusinów "nie jest porównywalna do tej, która jest na Ukrainie, a z kolei ta, która jest na Ukrainie, nie jest porównywalna do tej, która jest w Polsce".
Jak przyznał, wcześniej uważał, iż wystawienie przez opozycję białoruską dziewięciu kandydatów w wyborach prezydenckich, a nie jednego, było błędem. "Otóż, moi rozmówcy powiedzieli mi, że to był jedyny sposób, by zaktywizować społeczeństwo, aby ci opozycyjni kandydaci byli wszędzie. Dzięki temu ruch swobodnego, niezależnego myślenia ogarnął prawie całą Białoruś, również prowincje" - powiedział Rotfeld.
Pytany był także, jak - jego zdaniem - powinna wyglądać polityka Polski wobec Białorusi. Według niego, wymaga to "bardzo finezyjnego podejścia". "Ukarać należy sprawców i przestępców" - zaznaczył.
W ocenie b. szefa MSZ, Łukaszenka "tak się trzyma u władzy" m.in. dlatego, że "wie, iż niezależnie od tego, kto dojdzie do władzy po nim i w jakich warunkach się to odbędzie, trzeba będzie ponosić odpowiedzialność za te przestępstwa kryminalne, za śmierć ludzi, którzy nagle zniknęli, zostali zamordowani".
"Ten, kto ma krew na rękach, oczywiście boi się takiej odpowiedzialności" - powiedział Rotfeld.
Jeśli chodzi o społeczeństwo białoruskie - mówił - wielu Białorusinów chciałoby otwarcia na świat. Jego zdaniem, należałoby wprowadzić zakazu wjazdu na teren Unii Europejskiej "kierowniczych osób na Białorusi", a jednocześnie rozszerzyć katalog osób, które mogą swobodnie podróżować. W tym kontekście wymienił np. młodzież białoruską.
Rotfeld pytany był także o efekty wizyty 6 grudnia w Polsce rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Ocenił, że "zaczął się pewien proces, który ze wszystkimi trudnościami, jest w sumie bardzo pozytywny". W jego ocenie, stosunki polsko-rosyjskie "normalnieją". "Ta normalność polega na tym, że te trudne sprawy - one nie znikają, ale zaczynamy o nich rozmawiać" - powiedział.
Jak podkreślił, jedna z takich spraw dotyczy niezgody Polaków na podtrzymywanie kłamstwa katyńskiego. "Chcę powiedzieć, że w tej sprawie jest zdecydowana wola prezydenta Rosji, by dokumenty ujawnić" - powiedział Rotfeld.
Pytany dlaczego w takim razie Miedwiediew tego nie robi, odpowiedział: "On robi to". "Trzeba powiedzieć, że ze 183 tomów otrzymaliśmy już blisko 140, pozostałe też otrzymamy. Innymi słowy, otrzymamy wszystkie dokumenty" - powiedział b. szef MSZ.
Jego zdaniem, "w tej sprawie jest determinacja, tylko napotyka na opór". "Wiem to od tych ludzi, którzy się tym zajmują w otoczeniu prezydenta" - dodał.
"Byłem w czasie rozmów prezydenta Miedwiediewa z premierem Polski, ówczesnym marszałkiem Sejmu pełniącym obowiązki prezydenta na Wawelu, potem w czasie wizyty prezydenta Komorowskiego na Kremlu" - mówił. Zaznaczył, że prezydent Rosji złożył wtedy "takie zdecydowane wobec polskiej strony oświadczenia, (...) że on bierze pod swoją kontrolę sprawy ujawnienia do końca wszystkich spraw związanych z Katyniem".
"I muszę powiedzieć, że systematycznie dokumenty są przekazywane. Również te, które były nieznane, również te, które były opatrzone klauzulą najwyższej tajności" - podkreślił Rotfeld.
Jak dodał, "jest jeszcze drugi problem" - rehabilitacji moralno-politycznej ofiar. "I w tej sprawie mam wrażenie, że my jesteśmy na dobrej drodze" - powiedział b. szef MSZ.