Wyrok ten jest szeroko komentowany we Włoszech. Ostro skrytykowali go politycy centroprawicowej koalicji rządowej. Lewicowa opozycja uznała go zaś za ważne zwycięstwo nad "polityczną dyskryminacją", stosowaną jej zdaniem przez szefa informacji w RAI Uno Augusto Minzoliniego, uważanego za człowieka premiera Silvio Berlusconiego.
Według sądu pracy odsunięcie Ferrario od prowadzenia sztandarowego programu informacyjnego w pierwszym kanale publicznej telewizji było, jak stwierdzono w uzasadnieniu, "wyrządzeniem poważnych szkód jej profesjonalizmowi z powodu dyskryminacji politycznej w rezultacie jej sprzeciwu wobec linii programowej" szefa redakcji. Ponadto zgodnie z wyrokiem dziennikarka ma odzyskać prawo do relacjonowania wielkich wydarzeń.
"To śmieszna decyzja" - ocenił senator rządzącej partii Lud Wolności Maurizio Gasparri. Jego zdaniem oznacza to, że "sędziowie są na usługach lewicy". W opinii tego prominentnego polityka partii Berlusconiego fakt, że to sędziowie decydują o tym, kto ma prowadzić dziennik w RAI jest "szaleństwem".
Oburzenie wyrokiem sądu pracy wyraził szef dzienników Augusto Minzolini, który uznał za "normalne" odsunięcie dziennikarki po 28 latach jej obecności na antenie. "Nakaz przywrócenia Ferrario do prowadzenia dziennika to przykład zwycięstwa gerontokracji" i nieustępowania miejsca "nowym pokoleniom" - oświadczył.
Wcześniej Minzolini był wielokrotnie oskarżany przez dziennikarzy RAI o polityczne manipulacje i sprzyjanie interesom rządzącej centroprawicy oraz unikanie podawania niewygodnych dla niej informacji.