"Zamachowiec zaatakował rekrutów, kiedy kadeci byli zajęci na porannym treningu" - relacjonuje przedstawiciel armii. Według niego rannych zostało co najmniej 20 osób.

Chłopiec w szkolnym mundurku, najwyraźniej po prostu wszedł na teren jednostki. Jak przypomina agencja Associated Press w zamachu w tym samym miejscu w 2006 roku zginęło 35 żołnierzy.

Reklama

Atak, do którego doszło w mieście Mardan potępił premier Pakistanu Yusuf Raza Gillani: "Takie tchórzliwe ataki nie mogą wpłynąć na morale służb bezpieczeństwa i postanowienia narodu, by wytępić terroryzm".

Rząd Gillaniego znalazł się pod presją z kilku stron. Stara się ożywić gospodarkę i zwalczyć rosnące niezadowolenie społeczeństwa z powodu korupcji władz i ubóstwa.

Stany Zjednoczone, które dostarczają Pakistanowi miliardy dolarów pomocy, chcą by kraj ten nasilił walkę z grupami bojowników, którzy przekraczają granicę i atakują siły państw zachodnich w Afganistanie. Jednak pakistańskie wojska i tak są już mocno zaangażowane w walkę z rebeliantami.

Jak podkreśla agencja Reutera czwartkowy atak stawia pod znakiem zapytania zapewnianie pakistańskich władz, że ofensywy jej armii osłabiły powiązanych z Al-Kaidą talibskich rebeliantów, którzy chcą zdestabilizować ich rządy.

Według agencji atak ten może świadczyć o tym, że bojownicy przegrupowują się. Operacje rebeliantów w ostatnich miesiącach miały charakter wyznaniowy i nie koncentrowały się na celach wojskowych.