Według dobroczynnej organizacji prawników Reprieve, dopomagającej więźniom w Guantanamo i prowadzącej kampanię przeciwko karze śmierci, Saadi czuje się zmuszony do takiego kroku po to, by ujawnić prawdę i ochronić innych przed losem, który jego spotkał w 2004 roku.

Reklama

Libijczyk twierdzi, że w trakcie deportacji cała sześcioosobowa rodzina, w tym czwórka dzieci w wieku 6-13 lat, została skuta kajdankami, córka straciła przytomność, żona głośno krzyczała, a po wylądowaniu zostali rozdzieleni na kilka lat.

Piątkowy komunikat Reprive zaznacza, że "jest to jeden z nielicznych przypadków, gdy tajne służby wydały rządowi obcego państwa całą rodzinę i jest niemal pewne, że musiały wiedzieć o tym, iż narażają wydanych na tortury".

Za ważny element sprawy Reprieve uznaje to, że przedstawiciele władz brytyjskich nie tylko pomagali w wydaniu Libijczyka, ale także zorganizowali jego deportację. Dowodem w sprawie jest m. in. faks wysłany w marcu 2004 r. przez CIA do libijskiego wywiadu, potwierdzający, że władze libijskie "współpracowały z Brytyjczykami w przetransportowaniu Saadiego do Trypolisu".

Faks znaleziono po zajęciu Trypolisu przez powstańców w pomieszczeniach należących przedtem do libijskich tajnych służb.

Dyrektorka Repreve Cori Crider sądzi, że Scotland Yard powinien wszcząć dochodzenia dla ustalenia, na jakim szczeblu zapadła decyzja o deportacji Libijczyka i kto o niej wiedział. Saadiego reprezentuje firma prawnicza Leigh Day & Co., a pozwanymi są brytyjski wywiad i kontrwywiad, prokurator generalny, MSW i MSZ.