Najtrudniejszym i najbardziej ryzykownym elementem w operacji likwidacji syryjskiej broni chemicznej będzie bezpieczne wywiezienie jej z tego kraju. Natomiast już samo niszczenie środków bojowych nie przedstawia poważniejszego problemu technicznego. Taką opinię wyraził Jörn Siljeholm - norweski ekspert od spraw broni chemicznej.

Reklama

Wypowiadał się on w związku z prośbą rządów USA i Rosji oraz władz ONZ do Norwegii o zniszczenie u siebie niemal połowy zapasów syryjskiej broni C. Według informacji norweskich mediów do Norwegii może trafić do 500 ton groźnego gazu sarin i ok. 50 ton iperytu, czyli gazu musztardowego.



Propozycja ta wywołała w Norwegii mieszane reakcje. Nowy szef norweskiej dyplomacji Börg Brende odniósł się do niej przychylnie, oczekując opinii od ekspertów. Przedstawiciel partii koalicji koalicji rządowej oznajmił natomiast, że niszczeniem syryjskiej broni nie powinna zajmować się Norwegia, lecz wielkie mocarstwa, które zbroiły Syrię.



Jörn Siljeholm, który w zespole ONZ poszukiwał broni chemicznej w Iraku przyznał, że istnieją bezpieczne i dostępne Norwegom technologie niszczenia broni chemicznej. Zniszczenie połowy syryjskich zapasów kosztowałoby od 100 do nawet 200 milionów dolarów.