Parlament w Londynie przegłosował ogromną większością głosów - 524 do 43 - udział brytyjskiego lotnictwa wojskowego w bombardowaniach Islamskiego Państwa. Wniosek złożony przez premiera Davida Camerona wyraźnie ograniczył tę akcję do terytorium Iraku, którego rząd zwrócił się o pomoc i wykluczył udział sił lądowych w walce z dżihadystami. W wielogodzinnej debacie zdecydowana większość posłów, z ław rządowych i opozycyjnych poparła wniosek premiera, niektórzy z pasją, jak posłanka labourzystowska Shabana Mahmood: Jestem też sunnitką i jak większość muzułmanów w tym kraju przeraża mnie i odrzuca to, że ISIL określa się jako prawdziwi sunnici. Nie są. Są plamą na honorze naszej religii.
Lider labourzystów, Ed Miliband również poparł bombardowania, choć zastrzegł: Moim zdaniem, ponieważ nie zostaliśmy poproszeni o pomoc przez demokratyczne państwo, byłoby lepiej, gdybyśmy mieli rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Jeden z konserwatystów skwitował to jednak, że to to samo, co oddanie decyzji Władymirowi Putinowi.
Były głosy sprzeciwu, jak ze strony labourzysty Johna McDonnella: To będzie tragedia. Skoro tylko USA i Wielka Brytania się zaangażują, ISIL będzie mógł ogłosić globalny dżihad - a my im to umożliwiamy. Zdecydowanie zwyciężyła jednak opinia premiera Camerona: To nie jest jakieś zagrożenie po drugiej stronie globu. To się dzieje na naszych oczach i trzeba temu stawić czoła.
ZOBACZ TAKŻE:Amerykanie zidentyfikowali "Dżihadystę Johna">>>