"Wielka Brytania jest narodem podzielonym - geograficznie, ale przede wszystkim pod względem ekonomicznym. Społeczeństwo klasowe jest scementowane. Wykształcenie, opieka społeczna, infrastruktura, wzrost i modernizacja nie są dla wszystkich mieszkańców Królestwa" - pisze Stefan Kornelius w "Sueddeutsche Zeitung".

Reklama

Jego zdaniem May może ciężką pracą zasygnalizować wyborcom, że "zrozumiała i że będzie bardziej sprawiedliwie". "W końcu będzie jednak musiała wyprowadzić swój kraj z UE, nie rozbijając go przy tym i nie szkodząc mu gospodarczo. Sama zapewne jeszcze nie wie, jak poradzi sobie z tą kwadratura koła" - zauważa komentator. Jak dodaje, nie jest wykluczone, że "otworzy się jakaś droga do odwołania Brexitu". Mogą to być jego zdaniem wybory do parlamentu.

"Czas jest najważniejszym lekarstwem w polityce" - podkreśla Kornelius. Jak zaznacza, po decyzji w sprawie Brexitu i po kryzysie politycznym Wielka Brytania potrzebuje przede wszystkim spokoju. "Niech Francja wybierze prezydenta, a potem Niemcy kanclerza. Do Europy trzeba mieć cierpliwość" - konkluduje komentator "Sueddeutsche Zeitung".

"Der Spiegel" w komentarzu opublikowanym na stronie internetowej zajmuje się byłym burmistrzem Londynu i czołowym orędownikiem Brexitu, Borisem Johnsonem. "Jeden z najbardziej kontrowersyjnych polityków brytyjskich został ministrem spraw zagranicznych. To brzmi jak szaleństwo. Ale przynajmniej będzie musiał teraz wziąć na siebie odpowiedzialność" - pisze Thomas Hueetlin.

Komentator tłumaczy, że powierzając mu tekę szefa dyplomacji, May "zadowoliła ważną część wrogów Europy we własnej partii". Poza tym Johnson jako londyński kosmopolita, który traktował Brexit jak grę, by stać się ważnym i prawdopodobnie wcale nie chciał (Brexitu), wreszcie będzie musiał przejąć odpowiedzialność - dodaje.

"Johnson musi sam posprzątać gruz, który rozrzucił przed Downing Street 10. Jest na razie śmieciarzem pani premier i odpowiada własnym wizerunkiem za to, że załatwi to w białych rękawiczkach" - pisze komentator "Spiegla". Hueetlin zaznacza, że jest to jedno z najmniej wdzięcznych zadań, jakie ma do zaoferowania europejska polityka. "W ojczyźnie musi zrealizować obietnice świetlanej przyszłości po Brexicie" - czytamy w "Spieglu".

Reklama

"Die Welt" zwraca uwagę, że program przedstawiony przez premier May jest właściwie lewicowy, a obraz, jaki naszkicowała w programowym wystąpieniu w poniedziałek, przypomina słynną pracę Fryderyka Engelsa z 1845 roku o sytuacji klasy robotniczej w Anglii. "To, co mówi 'nowa na Downing Street', jest klasycznym repertuarem lewicowym, także skrajnie lewicowego Jeremy'ego Corbyna. To brzmi jak plagiat" - pisze komentator.

Autor zaznacza, że w procesie Brexitu rolę języczka u wagi będzie odgrywał Berlin. Strata Wielkiej Brytanii była z punktu widzenia Niemiec zawsze "najgorszym scenariuszem" - ocenia. Już w 1953 roku Konrad Adenauer, wówczas jednocześnie kanclerz i szef dyplomacji RFN, opowiadał się za udziałem Brytyjczyków w Europejskiej Wspólnocie Obronnej, aby Niemcy nie pozostały sam na sam z "mniej lub bardziej histerycznymi Francuzami".

Histeria jest może najmniejszym problemem, ale jak wygląda sytuacja z wolą reform u Francuzów czy Włochów? Brytyjczycy jako naród opowiadający się za wolnym handlem byli zawsze bastionem oporu wobec protekcjonizmu i tym samym naturalnym sojusznikiem Niemców - pisze Thomas Kielinger.