Marinelli, który już od kilku lat podejmuje próby namówienia Kalifornijczyków na oderwanie Złotego Stanu od reszty USA, osiągnął ostatnio - jak pisze "Los Angeles Times" - pewien sukces reklamowy, gdy zorganizował w Moskwie otwarcie centrum kulturalnego Kalifornii, nazwanego "ambasadą". Wydarzenie opisały najpierw media społecznościowe, a potem amerykańska i brytyjska prasa.
O otworzeniu placówki poinformowała jednak przede wszystkim propagandowa rosyjska telewizja RT (dawniej Russia Today): podczas konferencji prasowej w niedzielę (18 grudnia) Louis Marinelli, lider ruchu, powiedział, że ambasada nie będzie zajmowała się kwestiami dyplomatycznymi, ale działała jako rodzaj centrum kulturalnego (...) promującego relacje handlowe i turystykę.
Nie występujemy o wojskowe wsparcie Rosji - zapewnił Marinelli, cytowany przez RT.
Wyjaśnił też - kontynuuje RT - że jego zamiarem jest "położenie fundamentów" pod stosunki dwustronne między niepodległą Kalifornią i Rosją.
Ruch, którym kieruje Marinelli nazywa się "Yes, California" i zabiega o oderwanie bogatego stanu od Unii, nazywając to kampanią na rzecz "Calexitu". Wcześniejsze takie inicjatywy nie zyskały popularności, ale po zwycięstwie niepopularnego w tym stanie Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich liczba osób deklarujących się w mediach społecznościowych jako zwolennicy secesji wzrosła wielokrotnie.
W głosowaniu bezpośrednim kandydatka Demokratów Hillary Clinton wygrała w Kalifornii, zdobywając 61,7 proc. głosów wobec 31,6 proc. głosów oddanych na Trumpa; otrzymała o 4,27 mln głosów więcej niż jej rywal.
Przedstawiciele "Yes, California" zapewniają, że ruch ma już 13 tys. "wolontariuszy" skłonnych wziąć udział w kampanii zbierania podpisów pod obywatelską inicjatywą na rzecz przeprowadzenia w 2018 referendum w sprawie wykreślenia z konstytucji stanowej zapisu o tym, że Kalifornia jest "nierozerwalną częścią Stanów Zjednoczonych Ameryki".
Gdyby zapis został usunięty, ruch walczyłby o przeprowadzenie w następnym roku głosowania w sprawie ogłoszenia niepodległości stanu - pisze BBC.
Szanse na powodzenie takiej inicjatywy są oczywiście bliskie zeru; jak przypomina BBC, zostało to dowiedzione "praktycznie podczas wojny secesyjnej", a sytuację prawną wyjaśnia wyrok Sądu Najwyższego USA z 1869 r., który stanowi, że po przystąpieniu do USA Teksas może wyjść z Unii "tylko poprzez rewolucję lub za zgodą Stanów".
Marinelli nie ustaje jednak w wysiłkach i w wywiadzie dla "Business Insider" wyjaśnia, że skoro sojusznicy Ameryki nie poprą planu oderwania Kalifornii od USA, to separatyści powinni zabiegać o kontakty z krajami mającymi prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ - Rosją i Chinami, aby w razie "Calexitu" uznały niepodległość stanu, nawet jeśli wynik referendum odrzucą władze federalne, Kongres i inne stany.
Decyzję Kalifornijczyków musiałyby bowiem zaakceptować obie izby Kongresu USA, a następnie 38 z 50 stanów - wyjaśnia BBC.
Media amerykańskie zwracają jednak uwagę nie tyle na szanse powodzenia Marinellego, ile na fakt, że kieruje on ruchem "Yes, California" z Jekaterynburga na Uralu; przeprowadził się tam wraz ze swą rosyjską żoną we wrześniu. Wcześniej studiował na Petersburskim Uniwersytecie Państwowym - przypominają KQED i "Business Insider".
Radio KQED podkreśla, że dziwne jest - zwłaszcza w świetle raportów na temat ingerencji Rosjan w amerykańskie wybory - iż liderem zorganizowanego i podobno mającego siedzibę w San Diego ruchu na rzecz secesji Kalifornii (...) jest Amerykanin, który mieszka w Rosji i stamtąd prowadzi tę niepodległościową kampanię.
Waszyngton oskarża Moskwę o to, że działający na jej zlecenie hakerzy włamali się do serwerów Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) i przekazali wykradzione dokumenty portalowi WikiLeaks.
Na początku grudnia "Washington Post" poinformował o analizie CIA, według której celem rosyjskiej ingerencji w wybory w USA było ułatwienie zwycięstwa Trumpa, a nie tylko podważenie zaufania do amerykańskiego systemu wyborczego. Wkrótce potem szef FBI James Comey oraz koordynator amerykańskich służb wywiadu James Clapper oznajmili, że podzielają opinię CIA.
W środę "Washington Post" podał, powołując się na źródła w amerykańskiej administracji, że Waszyngton ogłosi wkrótce nałożenie sankcji na Rosję za jej ingerencję w amerykańskie wybory. Według rozmówców dziennika mają to być sankcje gospodarcze, kroki dyplomatyczne oraz działania tajne, jak na przykład cyberoperacje.
W połowie grudnia podczas konferencji prasowej prezydent Barack Obama, zapytany, czy Putin osobiście był zaangażowany w ataki hakerów w USA, powiedział: To działo się na najwyższych szczeblach rosyjskiego rządu (...). W Rosji niewiele dzieje się bez prezydenta Władimira Putina.