Pochodzący z Odessy 36-letni Honczarenko jest zastępcą szefa frakcji parlamentarnej prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki. Wiadomość o jego porwaniu nadeszła w czwartek po południu. Kilka godzin później prokuratura poinformowała, że poseł jest bezpieczny.

Reklama

Honczarenko oświadczył, że zgodził się na udział w operacji na prośbę SBU. Jej funkcjonariusze wcielili się w rolę porywaczy.

Była to operacja specjalna. Dziś rano zainscenizowano moje porwanie. Już od kilku tygodni podejmowane są specjalne czynności przeciwko separatystycznej grupie terrorystycznej, która działa w Odessie i planowała mnie okaleczyć – powiedział w rozmowie z gazetą internetową „Ukrainska Prawda”.

Honczarenko ujawnił, że przyjechał do Odessy z Kijowa w godzinach porannych, by pokazać, że znajduje się w mieście, po czym stał się uczestnikiem inscenizowanego porwania. Funkcjonariusze SBU skontaktowali się następnie ze zleceniodawcami porwania, przedstawili się jako porywacze i poprosili o odebranie „zamówionego towaru”.

Zleceniodawcy i organizatorzy (porwania), sądząc, że zostałem uprowadzony, przyjechali na miejsce, z którego mieli mnie przejąć, i zostali tam zatrzymani przez SBU – powiedział jednej z ukraińskich stacji telewizyjnych deputowany.

Prokurator obwodu odeskiego Ołeh Żuczenko oświadczył, że przestępcy planowali m.in. oślepienie Honczarenki kwasem. – Podczas zatrzymania znaleziono przy nich dowody rzeczowe, wśród których była butelka z kwasem i młotek. Przyjechali na miejsce, w którym mieli odebrać poszkodowanego (Honczarenkę), w maskach na twarzach, by nie można ich było rozpoznać – powiedział.

Prokurator przekazał też, że wśród zleceniodawców porwania był członek jednej z rad rejonowych (powiatowych) obwodu odeskiego, którego syn, opowiadający się po stronie sił prorosyjskich, zginął 2 maja 2014 roku podczas starć między zwolennikami i przeciwnikami prozachodniej rewolucji na Ukrainie z przełomu 2013 i 2014 roku.

2 maja 2014 roku w Odessie w czasie walk ulicznych podpalono siedzibę związków zawodowych na Kulikowym Polu. Zginęło wtedy 48 osób, w zdecydowanej większości prorosyjskich aktywistów.
Reklama