Ministerstwo opisało incydent jako "próbę ataku z masowym wykorzystaniem" dronów. Resort podkreślił, że "terroryści" po raz pierwszy posłużyli się bezzałogowymi statkami latającymi uruchamianymi przy użyciu współczesnych technologii naprowadzania.
W komunikacie podano, że próba ataku nastąpiła po zmroku. Wówczas "rosyjskie środki obrony przeciwlotniczej wykryły w znacznej odległości 13 niewielkich celów w powietrzu", które zbliżały się do rosyjskich obiektów wojskowych. Dziesięć dronów zbliżało się do bazy Hmejmim, a trzy - do bazy morskiej w porcie Tartus.
Rosyjskie jednostki walki radioelektronicznej przejęły kontrolę nad sześcioma z tych aparatów i w rezultacie trzy z nich wylądowały poza bazą, trzy eksplodowały w zetknięciu z ziemią, a siedem zniszczono środkami obrony przeciwlotniczej.
"Obecnie wojskowi rosyjscy przeprowadzają dokładną analizę konstrukcji, wyposażenia technicznego i amunicji domowej roboty" w przechwyconych aparatach - głosi komunikat. Według oświadczenia w ładunkach wybuchowych przymocowanych do dronów wykorzystane zostały zapalniki produkcji zagranicznej. Same zaś ładunki ministerstwo obrony oceniło jako "profesjonalnie skonstruowane", choć sporządzone metodą chałupniczą.
"Rozwiązania inżynieryjne wykorzystane przez terrorystów podczas ataku na obiekty rosyjskie w Syrii mogły zostać pozyskane tylko z kraju dysponującego wysokimi możliwościami technicznymi w sferze nawigacji satelitarnej" - ocenił resort.
W zeszłym tygodniu ministerstwo potwierdziło śmierć dwóch rosyjskich wojskowych w wyniku ataku moździerzowego na bazę lotniczą Hmejmim, dokonanego przez islamistów 31 grudnia.
Rosyjskie lotnictwo od września 2015 roku wspierało w konflikcie syryjskim armię prezydenta Syrii Baszara el-Asada. 11 grudnia zeszłego roku prezydent Władimir Putin wydał rozkaz rozpoczęcia wycofywania rosyjskiego kontyngentu z Syrii. Rosja utrzymuje jednak w Syrii bazę w Hmejmim i bazę morską w porcie Tartus.