Resort obrony USA oświadczył, że sobotnie naloty na Syrię miały przekazać syryjskiemu reżimowi jasny i jednoznaczny komunikat i powstrzymać użycie broni chemicznej w przyszłości. USA nic nie wiadomo na temat cywilnych ofiar nalotów w Syrii - dodał Pentagon.

Reklama

Według amerykańskiego ministerstwa obrony z powodzeniem zaatakowano każdy cel w Syrii. Naloty były precyzyjne, przygniatające i skuteczne - powiedział na briefingu prasowym generał Kenneth F. McKenzie.

Według generała Stany Zjednoczone są przekonane, że naloty w sposób znaczący sparaliżowały zdolności reżimu prezydenta Baszara el-Asada do produkowania broni chemicznej i że "zaatakowano samo serce syryjskiego programu broni chemicznej". W wyniku nalotów siły syryjskie straciły dużo sprzętu i materiałów związanych z bronią chemiczną. Chociaż pewna infrastruktura związana z bronią chemiczną pozostała w Syrii, to "uważam, że zadaliśmy jej poważny cios" - powiedział McKenzie. Dodał, że sobotnie ataki na lata wstrzymają rozwój syryjskiego programu.

Rzeczniczka Pentagonu Dana White oceniła, że cele w Syrii zostały "wybrane w sposób metodyczny". Sobotnie naloty nazwała "świadomą decyzją" o zaatakowaniu obiektów związanych z bronią chemiczną. Dodała, że Stany Zjednoczone są przekonane, że "znacząco zmniejszyły zdolność do użycia jeszcze kiedykolwiek broni chemicznej".

Połączone siły amerykańskie, brytyjskie i francuskie przeprowadziły nad ranem w sobotę serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie, na wschód od Damaszku; miało wówczas zginąć ponad 60 osób. Operacja koalicji rozpoczęła się o godz. 4 czasu lokalnego w Syrii (godz. 3 w Polsce). Siły zbrojne USA podały, że celem bombardowań był wojskowy ośrodek naukowo-badawczy w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Hims.

McKenzie sprecyzował, że do zaatakowania trzech celów w Syrii użyto 105 pocisków.

Reklama

Pomimo poważnego uszkodzenia infrastruktury za pomocą nalotów, McKenzie powiedział, że Pentagon nie wyklucza, iż rząd Asada nadal ma możliwość ponownego użycia broni chemicznej. "Powiedziałbym, że nadal istnieje szczątkowy element programu syryjskiego, który tam jest" - zauważył przedstawiciel Pentagonu. - Nie chcę powiedzieć, że (syryjskie władze) nie będą w stanie przeprowadzić ataku chemicznego w przyszłości, ale podejrzewam, że będą długo się nad tym zastanawiać - zaznaczył.

W ocenie McKenzie'ego wysiłki syryjskiej obrony powietrznej były w dużej mierze nieskuteczne. - Żaden z naszych samolotów, ani żaden z pocisków użytych podczas tej operacji nie został skutecznie strącony przez syryjską obronę powietrzną - powiedział McKenzie, odrzucając twierdzenia władz Syrii i Rosji na ten temat.

Dodał, że nic nie wskazuje również na to, żeby rosyjskie systemy obrony powietrznej zostały uruchomione wcześnie rano w sobotę w Syrii.

Ministerstwo obrony Rosji oświadczyło, że systemy syryjskiej obrony przeciwlotniczej przechwyciły i zniszczyły "znaczną część" pocisków manewrujących i pocisków typu "powietrze-ziemia" użytych w ostrzale celów w Syrii przeprowadzonym przez kraje zachodnie.

Ministerstwo obrony USA stwierdziło, że od czasu operacji sił zachodnich, przeprowadzonej w Syrii w sobotę nad ranem, nie zaobserwowano żadnej reakcji militarnej ze strony uczestników działań w tym kraju, gdzie od 2011 roku trwa wojna.

Rzeczniczka White oceniła, że już rozpoczęła się rosyjska kampania dezinformacyjna na temat ataków przeprowadzonych przez siły USA, Wielkiej Brytanii i Francji na cele wojskowe w Syrii w odpowiedzi na atak chemiczny w Dumie koło Damaszku. - W ciągu ostatnich 24 godzin o 2000 procent wzrosła liczba rosyjskich trolli - dodała przedstawicielka Pentagonu.

MSZ Rosji oświadczyło, że naloty państw zachodnich miały na celu utrudnić dochodzenie inspektorów Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) w sprawie ataku chemicznego w Dumie z 7 kwietnia. Resort ocenił, że doszło tam do zaplanowanej, "cynicznej inscenizacji" zastosowania broni chemicznej.