Relacje Niemiec z USA dawno nie były tak złe. Widmo wojny handlowej zmusiło Berlin do bardziej koncyliacyjnego podejścia do partnera zza oceanu. Mimo to niemieckiej kanclerz Angeli Merkel trudno będzie załagodzić napięcia w stosunkach transatlantyckich. Tym bardziej że prezydent Stanów Zjednoczonych nie ukrywa swojego rozdrażnienia z powodu dominującej roli Niemiec w handlu między USA a UE. Na razie to tylko spekulacje, ale w Niemczech rosną obawy, że po stali i aluminium Waszyngton zdecyduje się na objęcie cłami samochodów, a to uderzyłoby w ich przemysł motoryzacyjny. Dlatego Berlin jest gotowy do rozmów o zmianie zasad w handlu.
Stany Zjednoczone wypominały też Niemcom, że za mało płacą na obronność. Ostatnio kolejnych kłopotów dostarczył nowy ambasador USA w RFN Richard Grenell, który otwarcie mówił w wywiadzie, że chce wspierać europejską prawicę w rewolucji przeciwko lewicowym elitom. Wywołało to niemały skandal, bo dobrym obyczajem w dyplomacji jest unikanie politycznych komentarzy. Niemieckie MSZ poprosiło Waszyngton o wyjaśnienie. W odpowiedzi Departament Stanu podkreślił, że Grenell w wywiadzie "czynił ogólne obserwacje".
Berlinowi nie jest łatwo również w UE. Krytycznej postawy wobec Niemiec nie ukrywa nowy włoski rząd. Koalicja prawicowej Ligi i populistycznego Ruchu 5 Gwiazd storpedowała już nową unijną propozycję dotyczącą migracji, na której zależało Niemcom. Dla Rzymu nie do przyjęcia jest pomysł, by pierwsze państwo, do którego przyjeżdża osoba ubiegająca się o azyl, sprawowało nad nią opiekę przez kolejne osiem lat. Włochy są jednym z krajów, do których przybywa najwięcej migrantów. Propozycji nie zaakceptują też Polska i Węgry, bo według przecieków zawiera ona zapis mówiący o automatycznym rozdziale migrantów w sytuacji kryzysowej. Szanse na porozumienie są niewielkie.
Reklama
Dużą niewiadomą dla Merkel jest też nowy gabinet hiszpański. Po odwołaniu sprawującego od ponad siedmiu lat rządy w Madrycie Mariana Rajoya fotel premiera objął lider socjalistów Pedro Sánchez. Nowy szef hiszpańskiego rządu chce bardziej niż jego poprzednik zaangażować się w debatę nad pogłębieniem integracji w strefie euro. Madrytowi w tej kwestii będzie bliżej do Francji niż Niemiec, które zwlekają z reformą Eurolandu. Niemiecka kanclerz co prawda wsparła ostatnio propozycje francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona, ale Berlin będzie zapewne unikać wszelkich pomysłów zwiększających odpowiedzialność innych członków strefy euro za kryzys w jednym kraju. Merkel nie chce "unii zadłużenia".
Dlatego Berlinowi będzie zależeć na podtrzymaniu dialogu z Warszawą. W tym tygodniu wizytę w Warszawie złożył prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Z kolei 19 czerwca, jak nieoficjalnie dowiedział się DGP, premier Mateusz Morawiecki uda się do Berlina na spotkanie z kanclerz Merkel. Dojdzie do niego równo trzy miesiące po wizycie szefowej niemieckiego rządu w Warszawie. Pretekstem do pobytu Steinmeiera w Warszawie była 100. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę.Nie zabrakło słów o niemieckiej odpowiedzialności za bolesną historię. – Nigdy nie zapomnimy o cierpieniach, jakie Niemcy zadali Polakom – mówił Steinmeier. Ale wspomniał też o konieczności przestrzegania zasad praworządności. Podkreślał, że każdy naród ma prawo sam kształtować swoje państwo, ale gdy zagrożone są podstawowe zasady i wartości, cierpi na tym cała europejska wspólnota.
Spór o praworządność między polskim rządem a Komisją Europejską ciąży na relacjach z Niemcami. Niemieccy politycy w rozmowach ze swoimi polskimi kolegami nieraz próbowali przekonywać do jak najszybszego zakończenia konfliktu. Ten jednak nadal się tli.To niejedyna sprawa, która różni Berlin i Warszawę. Obie stolice różnie traktują kwestie polityki migracyjnej oraz klimatycznej. Prezydent Andrzej Duda z kolei mówił w poniedziałek o tym, że budowa gazociągu Nord Stream 2, którą wspiera rząd RFN, może zagrozić bezpieczeństwu energetycznemu naszego kraju.
Nord Stream 2 to także źródło napięć w relacjach niemiecko-amerykańskich. USA nie chcą budowy nowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec i ostatnio groziły nałożeniem sankcji na wszystkie firmy zaangażowane w ten projekt.Co prawda w ostatnim czasie niemiecka kanclerz zmieniła zdanie, uznając, że Nord Stream 2 to nie tylko – jak mówiła wcześniej – projekt komercyjny, ale również polityczny.
Niemcy zapowiadają też działania na rzecz zapobieżenia przerwaniu tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Nie zmienia to jednak tego, że realizacja Nord Stream 2 ruszyła i już pod koniec przyszłego roku jeszcze więcej gazu z Rosji może popłynąć do Europy z pominięciem Polski i Ukrainy.