Daczić oświadczył, że utworzenie armii Kosowa, którego niepodległości Belgrad nigdy nie uznał, jest "najbardziej bezpośrednim zagrożeniem dla pokoju i stabilności w regionie i dla bezpieczeństwa narodu serbskiego".

Parlament Kosowa przyjął w piątek ustawę o utworzeniu przez to państwo własnej armii. Serbia protestuje i ostrzega, że nie przyczyni się to do zwiększenia bezpieczeństwa w regionie.

Reklama

Marko Djurić, odpowiedzialny w serbskim rządzie za sprawy Kosowa, uznał, że decyzja kosowskiego parlamentu jest naruszeniem międzynarodowych porozumień, które zakończyły wojnę z lat 1998-1999. Władze Serbii uważają, że jedyną siłą zbrojną w Kosowie mogą być tylko międzynarodowe siły pokojowe KFOR pod dowództwem NATO, które w 1999 roku otrzymały mandat ONZ na podstawie kończącej wojnę rezolucji 1244 Rady Bezpieczeństwa.

- Tzw. wojsko Kosowa stanowi nielegalną, okupacyjną formację zbrojną na terytorium Serbii - oświadczył Djurić na konferencji prasowej. Powiedział, że Serbia żąda od sił pokojowych NATO w Kosowie zapobieżenia wszelkim działaniom kosowskiej armii i rozbrojenia jej żołnierzy.

Serbska premier Ana Brnabić oświadczyła, że "Serbia będzie próbowała dalej podążać drogą pokoju i stabilności, drogą ku dostatkowi". Dodała jednak, że decyzja kosowskiego parlamentu nie przyczyni się do poprawy sytuacji. - Dzisiejszy dzień nie przyczynia się do współpracy i stabilności w regionie - mówiła.

Nikola Selaković, doradca prezydenta Serbii Aleksandara Vuczicia, powiedział w serbskiej telewizji publicznej, że wśród możliwych reakcji są uznanie przez Serbię Kosowa za terytorium okupowane i użycie sił zbrojnych, choć jak zastrzegł, obie wymagałyby zgody rządu i parlamentu. Sam zaś Vuczić, który w czwartek mówił, że utworzenie kosowskich sił zbrojnych będzie prowokacją i może zaszkodzić bezpieczeństwu w regionie, w najbliższym czasie ma odwiedzić serbskie oddziały stacjonujące w pobliżu granicy z Kosowem.

Jednak zdaniem analityków, serbska interwencja w Kosowie jest mało prawdopodobna. Uregulowanie wzajemnych stosunków jest jednym z warunków wejścia obu krajów do Unii Europejskiej, o co zabiegają zarówno Belgrad i Prisztina.

Reklama

Rząd w Prisztinie kategorycznie zaprzecza zarówno temu, jak i obawom, że wojsko mogłoby zostać wykorzystane przeciw samej Serbii. - Armia Kosowa nigdy nie będzie użyta przeciwko nim (Serbom) - oświadczył premier Ramush Haradinaj, dodając, że "Armia Serbii będzie miała teraz partnera - armię Kosowa - w procesie pokojowym i nie upłynie wiele czasu zanim będziemy służyć razem".

Zgodnie z przyjętą w piątek ustawą, istniejące obecnie, liczące 4000 osób, lekko uzbrojone Siły Bezpieczeństwa Kosowa - które zajmują się głównie obroną terytorialną i reagowaniem na sytuacje kryzysowe - zostaną przekształcone w regularną armię. Docelowo ma ona liczyć 5000 osób stałego personelu i 3000 rezerwistów. Według rządu w Prisztinie, proces tworzenia armii potrwa co najmniej 10 lat. Utworzone zostanie też ministerstwo obrony, którego obecnie w Kosowie nie ma. Od czasu interwencji NATO w 1999 r. za bezpieczeństwo Kosowa odpowiadają kierowane przez Sojusz siły międzynarodowe.