Do zdarzenia tego doszło koło Mediolanu na północy Włoch. 14 osób, w tym 12 dzieci, trafiło do szpitala z objawami zatrucia dymem. Sprawcą jest pochodzący z Senegalu 47-letni kierowca z włoskim obywatelstwem. Mężczyzna wiozący uczniów gimnazjum na wycieczkę uprowadził autokar, a potem go podpalił, wznosząc okrzyk, by "powstrzymać śmierć ludzi na Morzu Śródziemnym".
W czasie jazdy w rejonie miejscowości San Donato Milanese kierowca nagle zmienił trasę, zatrzymał autobus i z nożem w ręku powiedział uczniom, że nikt nie może wysiąść. Nauczycielce kazał związać kilkoro dzieci, ale zrobiła ona to na tyle lekko, że zdołały się one uwolnić. Wtedy jeden z chłopców zadzwonił do rodziców i opowiedział o tym, co się stało. Ci zaś wezwali karabinierów, którzy ruszyli w pościg za porwanym autokarem.
Kierowca, uciekając, zjechał na pobocze i tam rozlał benzynę w autobusie, a następnie ją podpalił, krzycząc, że chce się zabić i że "trzeba powstrzymać śmierć ludzi na Morzu Śródziemnym". Karabinierzy wybili szyby w autokarze i błyskawicznie wyprowadzili dzieci, a następnie aresztowali sprawcę. Chwilę potem autokar doszczętnie spłonął. Podkreśla się, że dzięki błyskawicznej ewakuacji dzieci nie doszło do tragedii. Nie opłakujemy teraz 52 dzieci tylko dzięki karabinierom - powiedział prokurator z Mediolanu Francesco Greco.
Z rekonstrukcji porwania wynika, że koszmar na szkolnej wycieczce trwał 40 minut. Ustalono, że kierowca był już wcześniej karany za jazdę pod wpływem alkoholu i przemoc seksualną. Szef MSW Włoch Matteo Salvini, komentując ten incydent, pytał, "dlaczego osoba z takimi zarzutami kierowała autokarem ze szkolną wycieczką?".
Zapewniono, że dzieci będą pod opieką psychologa.