W pozwie jego inicjatorzy żądają, by uznać za "bezprawne" zaniechanie prezydenta, który ich zdaniem wstrzymał się od dopełnienia swych obowiązków "gwaranta konstytucji, praw i swobód człowieka i obywatela". Domagają się także, by za nielegalne uznać działania prezydenta "dotyczące stawiania przeszkód w realizacji (ich) praw konstytucyjnych".

Reklama

Zdaniem autorów pozwu śledczy prowadzący sprawę karną nie przedstawili żadnego dowodu świadczącego o powiązaniach pracowników FBK z procederem prania brudnych pieniędzy. Argumentują oni, że działania śledcze prowadzone są z naruszeniami, a prezydent jako gwarant praw konstytucyjnych powinien był wystąpić w ich obronie.

Nawalny przekazał w czwartek, że FBK uważa Putina za organizatora sprawy karnej wobec fundacji.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział mediom na czwartkowym briefingu, że Kreml "nie ma stanowiska" w sprawie pozwu, i zauważył, że decyzja w tej sprawie należy do sądu. Na obecnym etapie "nie ma o czym mówić" - ocenił.

Nawalny dwa lata temu również złożył pozew przeciwko Putinowi, wówczas jednak sąd dzielnicy Twerskiej w Moskwie odmówił jego przyjęcia. Do tego samego sądu zwraca się obecnie FBK i 14 pracowników tej fundacji.

Nawalny zaapelował, by tego gestu "nie uważać za deklarację polityczną", i zapewnił, że jest on zgodny z prawem.

Sprawa karna wobec FBK, wszczęta w sierpniu br., dotyczy legalizacji funduszy uzyskanych z przestępstwa. Rosyjski Komitet Śledczy ocenia, że w latach 2016-2018 pracownicy FBK i ludzie z ich otoczenia zalegalizowali za pośrednictwem rachunków bankowych fundacji około 1 mld rubli (ok. 15,5 mln USD) wiedząc, że zostały one pozyskane w sposób przestępczy. Komitet nie określił przy tym, na czym polegało przestępstwo, a jego sprawców uznał za osoby nieustalone. Później śledczy podali inną kwotę - nie miliard, a 75 mln rubli (ok. 1,15 mln USD).