Cały kraj śmieje się z tych ochroniarzy. Złośliwi żartują, że całe szczęście, że w aucie nie było ministra, bo jego też mogliby zuchwali złodzieje ukraść. Karabinierzy zarzekają się, że to przypadek, który mógł zdarzyć się każdemu. Oni przecież tylko poszli się najeść. Nie przypuszczali, że ktoś może się skusić na pancerną limuzynę.
Dowództwo wywiadu, które zapewnia ochronę włoskiemu rządowi, próbowało cały skandal uciszyć, ale sprawę rozdmuchali dziennikarze "L'Espresso". Dlatego teraz nieudolni ochroniarze, którzy stracili auto, stracą pewnie i pracę, bo wściekli przełożeni zapowiadają surowe kary.