Według źródeł Associated Press do ambasady trafią specjalnie wyszkolone do ochrony dyplomatów oddziały piechoty morskiej z Marine Corps Embassy Security Group.
W proteście przeciw amerykańskim nalotom na cele związane z szyicką milicją Kataib Hezbollah kilkaset, a według Reutera kilka tysięcy osób demonstrowało wcześniej przed ambasadą USA w Bagdadzie. Demonstranci, z których część miała na sobie mundury milicji, wyłamali jedną z bram placówki i wtargnęli na jej teren.
Esper powiedział też, że podjęto działania, by "zapewnić bezpieczeństwo amerykańskich obywateli, wojskowego personelu oraz dyplomatów".
Tak, jak we wszystkich państwach, polegamy na gospodarzu, by pomógł w ochronie naszego personelu i wzywamy rząd Iraku do wypełnienia swoich międzynarodowych zobowiązań - dodał szef Pentagonu.
Rzecznik departamentu stanu USA zapewnił, że wszyscy amerykańscy dyplomaci w irackiej stolicy są bezpieczni.
Zaprzeczył, by tłum wtargnął na teren placówki i podkreślił też, że doniesienia o ewakuacji ambasadora USA Matta Tuellera są nieprawdziwe. Dyplomata - zgodnie ze słowami rzecznika - ma przebywać na wcześniej zaplanowanym wyjeździe i zamierza wrócić do ambasady, której władze USA nie mają zamiaru ewakuować.
W niedzielę Pentagon poinformował, że amerykańskie siły powietrzne przeprowadziły naloty na związane z Kataib Hezbollah cele w Iraku i w Syrii. Według irackich źródeł zginęło w nich co najmniej 25 osób, a 55 zostało rannych.
USA uważają, że Kataib Hezbollah stoi między innymi za piątkowym atakiem rakietowym na bazę wojskową w pobliżu miasta Kirkuk na północy Iraku. Zginął w nim cywilny pracownik amerykańskiej misji wojskowej, a sześć osób zostało rannych.
Iracki Kataib Hezbollah, działający niezależnie od libańskiej grupy Hezbollah, wchodzi w skład Ludowych Sił Mobilizacyjnych (PMF), wspieranej przez Iran koalicji szyickiej, której zadaniem jest walka z dżihadystami. PMF oficjalnie są formacją stanowiącą część irackich sił zbrojnych.
Ataki USA spotkały się z potępieniem większości irackiej sceny politycznej. Najwyższy przywódca szyicki w Iraku ajatollah Ali Sistani uznał je za pogwałcenie irackiej suwerenności. Rada bezpieczeństwa krajowego Iraku oznajmiła natomiast, że Bagdad będzie musiał "zrewidować relacje z USA".
Prezydent USA Donald Trump stwierdził we wtorek, że za atakiem na amerykańską ambasadę w Bagdadzie stoi Iran. Do tych milionów osób w Iraku, które chcą wolności i nie chcą być zdominowane i kontrolowane przez Iran - to jest wasz czas! - napisał na Twitterze.