W zespołach bojowych było w sumie kilka tysięcy osób. Reszta - przede wszystkim turyści - oglądała starcia z oddali. Ale to wcale nie znaczy, że nie oberwała pomarańczami.
Wśród poranionych cytrusami ludzi byli też przyjezdni. Wracali do domu jak niepyszni, bo nie dość, że poszkodowani, to jeszcze za wizytę w mieście Ivrea musieli zapłacić po 6 euro od osoby.
Prym jednak wiedli miejscowi. Wszystko zaczęło się, gdy do centrum miasteczka wjechały wielkie wozy, z których wysypywały się pomarańcze. Kolorowo ubrani w historyczne stroje uczestnicy walki nie oszczędzali nikogo. W końcu to była ostatnia niedziela karnawału. Trzeba było ją odpowiednio uczcić.
Mimo, że naliczono aż 113 osób rannych, do szpitali trafiły tylko cztery. Resztę lekarze opatrywali w specjalnie ustawionych punktach medycznych.
Coroczna impreza w miasteczku Ivrea na północy Włoch jest coraz bardziej krytykowana. Można usłyszeć, że to żadna zabawa, skoro są ranni, a marnotrawienie setek ton cytrusów to zwykły skandal.
Mieszkańcy Ivrei nic sobie jednak z tego nie robią i już szykują się do kolejnej bitwy.