"Udowodniliśmy, że serio traktujemy europejskie przeznaczenie Serbii" - mówił wczoraj szef dyplomacji Vuk Jeremić. Zwykli Serbowie albo płakali, albo było już im wszystko jedno. "Żałuje pan zatrzymania Karadżicia?" - zapytał DZIENNIK jednego z Belgradczyków. "Co mnie to obchodzi? Zapytajcie jego przyjaciół" - odpowiedział wzburzony. Najbardziej hałaśliwi byli radykałowie. "Nie róbcie cyrku!" - wykrzykiwał jeden z nich na placu Republiki w samym centrum serbskiej stolicy. "Naród został po raz kolejny zdradzony. Zdrada! Wydano naszego bohatera" - oburzał się w rozmowie z DZIENNIKIEM Mladin Obradović z ultranacjonalistycznej organizacji Obraz.

Opinie takich jak Obradović to jednak dla byłego przywódcy bośniackich Serbów słabe pocieszenie. Większość Serbów z ulgą przyjęła informacje o zakończeniu spektaklu z Karadżiciem w roli głównej.

Zadowolony jest też Zachód. Przez cały dzień z Brukseli i Waszyngtonu płynęły gratulacje. "Ta wiadomość daje nam ogromną satysfakcję. Nowy rząd w Belgradzie stawia na nową Serbię i nowe relacje z Unią Europejska" - mówił wczoraj szef unijnej dyplomacji Javier Solana. "Gratulujemy rządowi Serbii i dziękujemy ludziom, którzy przeprowadzili tę operację, za ich profesjonalizm i odwagę" - napisał w oficjalnym oświadczeniu Biały Dom. "Moim zdaniem był gorszy niż Slobodan Miloszević. Ukrywał się, bo chroniła go armia" - komentował były amerykański dyplomata i autor porozumień pokojowych z Dayton kończących wojnę w Bośni Richard Holbrooke.

W Belgradzie nikt nie miał złudzeń: prozachodni prezydent Serbii Boris Tadić rozegrał pokerową partię. Zaledwie kilka miesięcy po pełnym uniezależnieniu się Kosowa uderzył w korporację złożoną z ludzi promiloszeviciowskich służb specjalnych, otwierając Serbii tym samym drogę na Zachód.

Jeszcze kilka lat temu pojmanie Karadżicia czy Mladicia było nie do pomyślenia. Gdy ludziom dawnego reżimu do skóry zaczął się dobierać prozachodni premier Zoran Dżindzić, został zamordowany. W marcu 2003 r. w drodze do pracy w samym centrum stolicy - niedaleko ruchliwego belgradzkiego bulwaru Kneza Milosza - dopadła go kula snajpera.

Tadić grał inaczej. Najpierw w cywilnych służbach specjalnych BIA zatrudnił swojego człowieka Szaszę Vukadinovicia. Vukadinović zasłynął tym, że w 2003 r. wziął udział w operacji "Szabla" wymierzonej w sieć powiązań między światem służb i mafią, która była jednym z głównych hamulcowych na drodze do współpracy z trybunałem haskim. Głównym wrogiem w operacji "Szabla" był stołeczny gang zemuński, którego szeregi zasilali weterani wojen bałkańskich. Choćby tacy jak Milorad Ulemek "Legija", były komandos elitarnej jednostki JSO, który zorganizował zabójstwo Dżindżicia. W czasie bałkańskich konfliktów zemunowcy do spółki z ludźmi służb Slobodana Miloszevicia handlowali bronią czy paliwem. Po wojnach ostatnia rzecz, której chcieli, to współpraca rządu serbskiego z Zachodem.

Ostatecznie Zemun mocno osłabiono a ze służb pozbyto się najbardziej zagorzałych zwolenników starych porządków. Droga do aresztowań była otwarta.

Reklama

Od wczoraj w Belgradzie huczy od plotek, że na zatrzymaniu Karadżicia najpewniej się nie skończy. Rząd pójdzie na całość i zatrzyma generała Ratko Mladicia. Obydwaj - w pakiecie - mają trafić do Hagi -komentują serbscy dziennikarze. "Z tego, co udało nam się ustalić, służby chcą jak najszybciej dokooptować Mladicia. Dlatego MSW nie podaje szczegółów na temat aresztowania Karadżicia" - mówi DZIENNIKOWI redaktor naczelna dziennika "Politika" Liliana Smajlović.

O tym, że również nad Mladiciem zbierają się czarne chmury, mówił zresztą DZIENNIKOWI jego kuzyn Snjeżan Lalović. "Mam nadzieję, że Ratko w porę zbiegnie. Jeśli dojdzie do aresztowania, nie wierzę, że wezmą go żywcem. Honor serbskiego oficera na to nie pozwala" - mówił nam wczoraj Lalović.

Zaklinanie rzeczywistości na niewiele się jednak zda. Lipiec 2008 r. dla ludzi odpowiedzialnych za największe ludobójstwo w historii współczesnej Europy może być fatalny.