"Wydaje się, że wylądował w zakątku błękitnego nieba, gdzie można wychwalać dobre uczynki chrześcijan ignorując zorganizowaną przestępczość" - pisze kąśliwie o wizycie Benedykta XVI w sanktuarium Matki Bożej Różańcowej u stóp Wezuwiusza watykanista gazety "La Repubblica" Marco Politi.

Reklama

Politi ma za złe Benedyktowi XVI i jego doradcom, że nie zwrócili uwagi na krwawą zbrodnię, jakiej dopuścili się siepacze neapolitańskiej mafii.

Dziennik zauważa, że nawet burmistrz Pompejów w przemówieniu powitalnym do papieża mówił o "pięknej, umęczonej ziemi", ale Benedykt XVI nie odniósł się do tych słów i ograniczył się jedynie do podziękowań.

"Panuje jakiś brak koordynacji w pracy tych, którzy w Watykanie zajmują się przygotowaniem materiałów, będących podstawą papieskich przemówień" - ocenia Politi.

"Oczywiście, Benedykt XVI proponuje różaniec jako <duchową broń w walce ze złem, z wszelką przemocą, o pokój w sercach, w rodzinach, w społeczeństwie i świecie>. Ale to są sformułowania ponadczasowe, ważne tak w Sydney, jak w Kolonii, Paryżu, Rzymie czy Warszawie" - stwierdza włoski watykanista.

Zwraca uwagę na to, że ostatecznie Watykan zdał sobie sprawę, że doszło do "paradoksalnej sytuacji". Dlatego, informuje, zastępca dyrektora biura prasowego Stolicy Apostolskiej ojciec Ciro Benedettini wyjaśnił, że papież nie mówił o kamorze, gdyż jego pielgrzymka do Pompejów miała "wymiar ściśle duchowy".

Benedettini stwierdził również, że ponieważ większość mieszkańców Kampanii to osoby uczciwe, a nie mafiosi, dlatego - według jego słów - milczenie papieża należy interpretować jako "wyraz szacunku dla nich".