Sprawca został również pozbawiony praw publicznych na trzy lata oraz przez pięć lat nie będzie mógł posiadać broni.

Ten czyn jest absolutnie niedopuszczalny - stwierdził prokurator w akcie oskarżenia, podkreślając, że dokonano go z premedytacją i z użyciem przemocy. Ten gest nie był chęcią jedynie uderzenia, ale upokorzeniem. Sprawca potraktował swojego rozmówcę jak dziecko, które chciałoby się spoliczkować. Zlekceważył go - analizował prokurator.

Reklama

Napastnikowi Damienowi Tarelowi groziły trzy lata więzienia i 45 tys. euro grzywny za napaść na funkcjonariusza publicznego. Jego obrońca wnosił o karę w zawieszeniu.

Tarel, mieszkaniec departamentu Drome i entuzjasta średniowiecznych sztuk walki, który nie był znany wcześniej policji, przed spoliczkowaniem prezydenta Macrona krzyknął: Góra chwały św. Dionizego, precz z makronią! (fr. Montjoie Saint Denis, a bas la macronie!). "Montjoie" - to na wpół legendarny proporzec bojowy Karola Wielkiego, a później okrzyk bojowy i hasło na emblematach królewskich, kojarzony z ruchem rojalistów.

Reklama

Tarel podczas procesu oświadczył, że "jego reakcja była impulsywna, ale jego słowa dotarły do Macrona, wszystkich +żółtych kamizelek+ oraz patriotów". Nie wyraził skruchy z powodu swojego czynu. "Kiedy zobaczyłem jego (Macrona) sympatyczne i kłamliwe spojrzenie, ponieważ chciał ze mnie zrobić wyborcę, przepełniło mnie obrzydzenie" – wyznał Tarel, odpowiadając na pytania sędziego o powody spoliczkowania głowy państwa.

Sprawca poinformował, że kilka dni wcześniej myślał o tym, aby rzucić w prezydenta jajkami lub tartą z kremem.

Tarel już w czwartek zostanie osadzony w więzieniu – podają media.

Reklama

Macron w wypowiedziach dla mediów zbagatelizował incydent, określając go jako odosobniony przypadek napaści osoby, wykazującej skłonności do skrajnej przemocy. Szef państwa zapowiedział dalsze bezpośrednie spotkania z wyborcami i kontynuowanie objazdu po kraju, który jest elementem trwającej kampanii przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.

Część publicystów określa Tarela jako zwolennika skrajnej prawicy, ponieważ subskrybuje kilka prawicowych kanałów w mediach społecznościowych oraz obserwuje profile osób uznanych za reprezentantów skrajnej prawicy, jak Henry de Lesquen, którego skazano za podżeganie do nienawiści czy Julien Rochedy - jeden z liderów d. Frontu Narodowego, a obecnie skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego.

U Arthura C., który filmował scenę spoliczkowania prezydenta, policja znalazła egzemplarz "Mein Kampf" oraz broń nieznanego pochodzenia – podała stacja BFM TV.

Incydent taki wydarzył się pierwszy raz w założonej przez gen. de Gaulle'a V Republiki Francuskiej. Podczas wizyty prezydenta w Tain-l'Hermitage 28-letni mieszkaniec sąsiedniego miasteczka spoliczkował go. Niemal natychmiast zareagowała ochrona i - zdaniem niektórych obserwatorów - ręka napastnika nie dosięgła głowy państwa.

Macron od tygodnia odwiedza wiejskie rejony kraju, aby "być bliżej narodu".

Powszechne oburzenie

Oburzenie wyrazili wszyscy przywódcy partyjni: od przewodniczącej skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN, dawny Front) Marine Le Pen do lidera skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI) Jean-Luca Melenchona.

Premier Jean Castex, występując we wtorek po południu w Zgromadzeniu Narodowym (niższej izbie parlamentu), wezwał do "zrywu republikańskiego". Polityka w żadnym wypadku nie może być przemocą, agresją słowną, a tym bardziej agresją fizyczną - powiedział.

Nieco później Christophe Castaner, były minister SW, obecnie szef grupy parlamentarnej prezydenckiej partii LREM, uznał, że "spoliczkowana została demokracja" i jako pierwszy zapowiedział, że prezydent nie zmieni planu wizyty i "dalej wychodził będzie naprzeciw rodakom".

To niedopuszczalne - oświadczyła przywódczyni RN Marine Le Pen i dodała: Jestem jego pierwszą opozycjonistką, ale szanuję prezydenta Republiki.

B. premier Edouard Philippe uznał epizod za "symbol przemocy panującej w naszym społeczeństwie".

Komentarz Macrona

Sam prezydent kilka godzin później powiedział pośród tłumu, że nie należy dopuścić, by rzadkie czyny brutalnych indywiduów "zawłaszczyły debatę polityczną". Wezwał też do "relatywizacji tego wyizolowanego incydentu", który określił jako "połączenie głupoty z przemocą". Podkreślił konieczność respektowania funkcji prezydenta.

Komentator radia France Info Jean-Francois Achilli nazwał agresję wobec prezydenta "najwyższą transgresją". Już nie ma limitów, nie ma szacunku dla nikogo i niczego - oburzał się i wyraził obawę, że incydent to "złowróżbna zapowiedź nadchodzącej kampanii do wyborów prezydenckich (kwiecień 2022), która może być zdominowana przez przemoc". Nie ma już żadnych barier – orzekł.

"Oburzenie", "smutek" i analizy sytuacji

Prowadzący program w telewizji C-News Pascal Praud nie krył "oburzenia i smutku", stwierdził jednak, że spoliczkowanie prezydenta to "wynik 30 lat rozluźnienia więzów społecznych".

Według polemisty Erica Zammoura trzej ostatni prezydenci Francji - Nicolas Sarkozy, Francois Hollande i sam Emmanuel Macron - "zdesakralizowali funkcję głowy państwa i teraz byle imbecyl myśli, że może rzucać się na prezydenta".

Analizując w telewizji nagranie wideo, b. członek ochrony prezydenckiej zauważył, że ekipa chroniąca prezydenta biegła za nim, a powinna go wyprzedzać. Deputowana Frederique Dumas tłumaczyła natomiast, że zadanie ochrony jest bardzo trudne, gdy prezydent "idzie na kontakt" z tłumem. Jej zdaniem "sądząc po nagraniu, funkcjonariusze byli bardzo sprawni" i powstrzymali rękę napastnika zanim udało mu się uderzyć prezydenta.

Wielu komentatorów przypomniało podobne wydarzenia z przeszłości. W 1899, gdy trwała "sprawa Dreyfusa", monarchista laską uderzył na torze wyścigowym ówczesnego prezydenta Emile’a Loubeta. Skazany został na 10 lat.

Policzkujący Macrona wrzasnął "precz z macronią" i wzniósł monarchistyczny okrzyk "Montjoie Saint-Denis". Komentatorzy nie są jednak zgodni, gdzie na szachownicy politycznej należy zakwalifikować jego "mętną osobowość".

Występujący w mediach prawnicy informują, że "za przemoc wobec osoby reprezentującej władzę publiczną" grozi mu kara do 3 lat więzienia i grzywna 45 tys. euro. Przypominają, że osobnik, który 30 czerwca 2011 r. w podobnej sytuacji gwałtownie pociągnął za poły marynarki prezydenta Sarkozy'ego, skazany został na 6 miesięcy w zawieszeniu.