Do potężnego wybuchu doszło nad ranem w fabryce plastikowej pianki i granulatu z tworzyw sztucznych w południowo-wschodniej części Bangkoku, niedaleko portu lotniczego Suvarnabhumi. Nie zakłóciło to jednak pracy lotniska.
W okolicznych domach okna wypadały z futryn. Rannych zostało co najmniej 21 osób, ale bilans może jeszcze wzrosnąć – podał dziennik „Bangkok Post”, powołując się na urzędników i ratowników. Przyczyna eksplozji nie jest na razie znana.
"Pomyślałem, że spadł samolot"
Usłyszałam wielki huk. Brzmiał, jakby był bardzo blisko i sądziłam, że to uderzenie pioruna. Potem usłyszałem syreny i pomyślałam, że spadł samolot – opisuje pracownica tego dziennika Aree Thongboonrawd, która mieszka dziewięć kilometrów od fabryki.
Według dziennika „The Nation” uszkodzonych zostało co najmniej 70 budynków i 15 pojazdów. Władze nakazały ewakuację wszystkich osób w promieniu pięciu kilometrów.
O świcie władze poinformowały, że pożar jest pod kontrolą, ale na zdjęciach publikowanych przez media wciąż widać było kłęby czarnego dymu ponad ulicami i blokami mieszkalnymi. Z najnowszych doniesień wynika, że ogień nie został jeszcze całkowicie ugaszony.
Pojawiały się obawy, że pożar rozprzestrzeni się na obszar, gdzie składowane są chemikalia, co spowoduje kolejne eksplozje. Na terenie fabryki znajduje się pięć lub sześć magazynów, w których przechowywanych jest 50 ton substancji chemicznych – podał „Bangkok Post”.