- Poszliśmy na piechotę od szpitala wojskowego do centrum, gdzie miało być pięć wagonów ewakuacyjnych. Dwie godziny staliśmy tam i zdawaliśmy sobie sprawę, że w każdej chwili może przylecieć nasz "bratni naród" i zrobić tak jak przywykł - rzucić bombę w ten tłum ludzi. A potem powiedzieli nam, że zbombardowali tory - opowiadała przez telefon Maria Rohucka telewizji Nastojaszczeje Wriemia po tym, jak udało jej się wydostać z miasta.

Reklama

- Ogarnia cię chaos i panika. Słyszysz dźwięk kółek od walizki, a myślisz, że to samolot. Wszędzie słyszysz myśliwce. (…) Staliśmy pod tym mostem i rozumieliśmy, że wystarczy jeden przelot samolotu… W tym samym czasie miasto było bombardowane z powietrza, dzielnice mieszkalne - opowiadała Rohucka.

By dojść do drogi, skąd odjeżdżały autobusy, setki mieszkańców musiały pokonać zburzony most. Nastojaszczeje Wriemia publikuje zdjęcia, na których ludzie tłoczą się pod zniszczona konstrukcją, a następnie przedzierają się przez gruzowisko. - Gdy przeszliśmy przez ten most, rzuciliśmy się do autobusu – wspominała kobieta.

"Zaczęło się piekło"

Rohucka wraz z rodziną od pierwszego dnia rosyjskiej agresji przebywała w Irpieniu, który był atakowany przez Rosjan. Najpierw, jak mówiła słychać było tylko wybuchy rakiet balistycznych, dochodzące z Kijowa, potem samoloty, odgłosy walk i ostrzału lotniska w położonym niedaleko Hostomlu. - Zaczęło się piekło (…) Ciągle było słychać artylerię, śmigłowce - powiedziała.

- Potem zbombardowali pierwszy dom. To było 150 metrów od nas. Przyleciał samolot – to najgorszy dźwięk w moim życiu. Leci samolot, zaczyna drżeć sufit, potem czekasz i obstawiasz… - opowiadała.

- Przedwczoraj po południu zaczęły się niekończące się ostrzały (…). Ostatnie trzy dni prawie nic nie jedliśmy, nie spaliśmy. Noc spędziliśmy na kartonach w piwnicy - mówiła.

Reklama

"Najstraszniejszy moment"

- Dzisiaj rano był najstraszniejszy moment. Byłam przekonana, że umrę. Jeśli zostaniesz - to umrzesz. Jeśli pójdziesz, to na 90 proc. nie dotrzesz do punktu ewakuacji - dodała.

- W mieście zostali przyjaciele, rodzina, znajomi. Teść, babcia, dziadek. Nie ma elektryczności, wody, jedzenia, żadnych dostaw - mówiła kobieta, płacząc.

Jak podaje Nastojaszczeje Wremia, na sobotę zaplanowany był wyjazd pociągów ewakuacyjnych z Irpienia, który blokuje rosyjskim wojskom drogę do Kijowa i był miejscem ciężkich walk i rosyjskich ataków przez ostatnie dziewięć dni. Rano w sobotę mer miasta poinformował, że tory zostały zbombardowane. Ewakuacja odbywała się autobusami.