Pierwsze po prawie tygodniowej przerwie partie paliwa popłynęły przez stację Sudża, w południowo-zachodniej Rosji, w kierunku stacji Orłowka, na Ukrainie. Gaz ten miał być przeznaczony dla odbiorców na Bałkanach. Surowiec miał dotrzeć do odbiorców po 24-30 godzinach.
Ale raczej nie dotrze. "Ukraina nie przyjmuje rosyjskiego gazu i surowiec przestał docierać na jej terytorium" - oświadczył już w kilka godzin po odkręceniu kurków kontroler Gazpromu. "Rosja nie odcięła przepływu gazu" - zaznaczył. Gazprom twierdzi też, że Ukraina nie dopuściła rosyjskich ekspertów do monitorowania przesyłu gazu. Wiceszef rosyjskiego koncernu, Aleksandr Miedwiediew stwierdził nawet, że Ukraina w ogóle nie planowała wznowienia tranzytu rosyjskiego.
Dlaczego ukraiński Naftohaz zakręcił kurki? "Nie przyjmujemy tego gazu. Warunki przesyłu gazu przez Rosjan są dla nas nie do zaakceptowania" - powiedział rzecznik spółki paliwowej Naftohaz Wałentyn Zemlanski. Problemem jest między innymi tak zwany gaz techniczny. Zazwyczaj zapewnia go kraj, przez który idzie tranzyt. Ale obecnie Ukraina nie dostaje gazu z Rosji i nie chce utrzymywać tranzytu gazem ze swoich, szybko kurczących się, zapasów.
Ukraina nie zgadza się też z otwarciem tylko jednego z czterech gazociągów - tego, który prowadzi na Bałkany. "Nie możemy zaakceptować ani objętości przesyłanego z Rosji gazu, ani kierunku, którym postanowiono go transportować bez uzgodnienia z Naftohazem" - powiedział Zemanski.
Zaś przedstawiciel prezydenta Ukrainy ds. bezpieczeństwa energetycznego Bohdan Sokołowski oświadczył, że przesłane Naftohazowi zlecenie Gazpromu o wznowieniu tranzytu gazu przez Ukrainę to prowokacja.
Wyjasnił, że "zaproponowana przez Gazprom trasa przez Sudżę oznacza, że rosyjski gaz będzie dostarczany drogą okrężną i sparaliżuje wewnętrzny system, dostarczający paliwo do obwodu donieckiego i ługańskiego na wschodzie kraju".
Zdaniem przedstawiciela prezydenta Juszczenki strona rosyjska świadomie zaplanowała tę akcję, by Ukraina nie miała możliwości przesłania gazu tam, gdzie jest on najbardziej oczekiwany, czyli do Bułgarii i innych państw bałkańskich.
"Robi się to po to, by po raz kolejny oskarżyć Ukrainę i podważyć jej wizerunek rzetelnego państwa tranzytowego" - podkreślił Sokołowski.
Ile czasu płynie gaz?
To kolejny zaskakujący zwrot w gazowej wojnie. Rano wydawało się, że ostatnie kłótnie dotyczą czasu, kiedy surowiec dotrze do Unii Europejskiej. Kijów twierdził, że zajmie to ponad dobę. Gazprom chciał, by stało się to natychmiast.
Ukraińska, państwowa firma Naftohaz, odpowiadająca za tranzyt rosyjskiego surowca twierdzi jednak, że jest to niemożliwe. "Gaz wtłoczony przez Rosjan do ukraińskich rurociągów we wtorek rano nie może trafić w tej samej chwili do odbiorców w innych państwach europejskich" - oświadczył rzecznik spółki Wałentyn Zemlanski.
"Postulaty Rosjan, by Ukraina już teraz przekazała odbiorcom europejskim gaz, który Gazprom zaczął tłoczyć około półtorej godziny temu, są niemożliwe do spełnienia. Gazprom doskonale zna technologię przepływu gazu" - podkreślił Zemlanski.
Do Polski gaz tłoczony rurociągami przez Ukrainę dotrze jutro. "Mamy takie informacje, że pierwsze metry gazu przez Ukrainę powinny być w środę" - informuje rzeczniczka prasowa Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Joanna Zakrzewska.
Kłótnia o aneks
Konflikt gazowy miał się zakończyć już wczoraj. Ale rokowania wróciły do punktu wyjścia z powodu aneksu, który Ukraina chciała dołączyć do umowy o tranzycie gazu. Oświadczała w nim, że nie podkradali gazu i nie mają wobec Rosji żadnego długu.
Zapowiadała też, że nawet jeśli umowa o dostawach rosyjskiego gazu dla Ukrainy nie zostanie zawarta, będą podbierać z surowca przeznaczonego dla Unii "techniczne" ilości gazu, aby podtrzymać ciśnienie w rurociągach. Ale Kreml odpowiedział "niet". "To drwina ze zdrowego rozsądku" - uznał prezydent Dmitrij Miedwiediew, nakazując wstrzymanie decyzji o odkręceniu kurków.
Wtedy do konfliktu znów włączyła się Bruksela. A Ukraińcy na nowo podpisali porozumienie, tym razem bez aneksu. "Nie ma już żadnych powodów, aby wstrzymywać dostawy gazu" - apelował przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Co na to Rosja?
"Kiedy tylko eksperci Unii i Rosji będą w stanie kontrolować przepływ gazu, odkręcimy kurek" - odpowiedział premier Putin. Początkowo w gronie obserwatorów miało nie być Polaków. Jednak wczoraj minister gospodarki Waldemar Pawlak i rzecznik KE ds. energii Ferran Tarradellas potwierdzili, że najprawdopodobniej znajdą się oni w grupie, która skontroluje gazociąg.