Gdy w 2014 r. powstawała Bukareszteńska Dziewiątka i zaczęło się wzmacnianie wschodniej flanki NATO, ten format nie był wcale mile widziany przez Amerykę i zachodnią Europę. Dzisiaj widzimy, jak bardzo się to zmieniło - ocenił w rozmowie z Polską Agencją Prasową Marek Świerczyński, szef działu bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych w Polityce Insight. Dodał, że stało się to m.in. na fali "ogólnego docenienia tej części Europy, przyznania racji co do ocen krajów tego regionu na temat zagrożenia ze strony Rosji”.
W środę w Warszawie prezydent USA Joe Biden oraz sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wezmą udział w szczycie Bukareszteńskiej Dziewiątki. Podczas spotkania ma powstać wspólna deklaracja państw wschodniej flanki NATO.
“Docenienie wagi wschodniej flanki”
Obecność Joe Bidena na szczycie B9 jest kolejnym krokiem docenienia wagi wschodniej flanki. Biden stawia na wielostronność, na format natowski, dlatego myślę, że w Warszawie nie będzie konkretnych decyzji, a można ich oczekiwać np. podczas szczytu NATO w Wilnie, które również jest na wschodniej flance – dodaje Świerczyński.
W swoim wystąpieniu, mówiąc o zdecydowaniu Sojuszu i jego adaptacji do wyzwań bezpieczeństwa, Biden powiedział, że, Rosja, licząc na słabość Zachodu, “chciała finlandyzacji NATO, a w efekcie otrzymała natoizację Finlandii”.
To samo można powiedzieć o Formacie Bukareszteńskim. Powstawał w 2014 r. jako reakcja na aneksję Krymu i wojnę w Donbasie. Rosja usprawiedliwia swoje kolejne agresje rzekomymi zagrożeniami płynącymi z “przybliżania się NATO do jej granic”. W odpowiedzi widzimy, że w reakcji na zagrożenia, które stwarza ten kraj, wschodnia część NATO się umacnia - zauważył. Jak dodał, w B9, są kraje (Polska, państwa bałtyckie), które są w ramach sojuszu “liderami wydatków na obronność”.
“To jest zasadnicza zmiana”
Oceniając wizytę prezydenta USA w Polsce i na Ukrainie, Świerczyński zaznacza, że "nie ma konkurencji, kto kogo przyćmił, Warszawa czy Kijów”. - Ja to widzę jako pewnego rodzaju uzupełnienie i pokazanie takiego trójkąta współpracy – Kijów, Warszawa, Waszyngton. Biden samą tą trasą pokazał ten główny nurt wysiłku nawet nie tylko transatlantyckiego, ale wręcz światowego. Amerykański lider przyjechał również jako lider szerszej koalicji, ponad 50 krajów, zaangażowanych we wsparcie Ukrainy - ocenił rozmówca PAP.
Jest to również deklaracja polityczna jego osobiście, jego jako głównej postaci amerykańskiej polityki przynajmniej do kolejnych wyborów. Widać, że postawił wspieranie Ukrainy, mało tego, pokonanie Rosji, w centrum swojej polityki - podkreśla Świerczyński.
To jest zasadnicza zmiana, bo jeszcze jakiś czas temu widzieliśmy wahanie - zarówno w Waszyngtonie, jak w innych zachodnich stolicach. Nie co do tego, czy wspierać Ukrainę, ale był ten rozdźwięk: czy Ukraina musi wygrać, czy po prostu ma nie przegrać. I wypowiedzi zachodnich rządów podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium, i wizyty Joe Bidena pokazują, że nastąpiła zasadnicza zmiana – podsumowuje.