Według planów, o których zachodnie agencje wywiadowcze miały dowiedzieć się wcześniej na podstawie przechwyconych wiadomości i zdjęć satelitarnych, Prigożyn początkowo zamierzał porwać Szojgu i Gierasimowa podczas ich planowanej wizyty w Rostowie. Kiedy jednak dowiedział się, że jego spisek przeciekł do rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) na dwa dni przed jego planowanym rozpoczęciem, zdecydował się działać wcześniej, improwizując alternatywny plan. Wagnerowcy uprzednio zgromadzili duże zapasy amunicji, paliwa i ciężkiego sprzętu.
Po tym, gdy Prigożyn ogłosił swój "marsz sprawiedliwości", w publikowanych nagraniach audio mówił, że "Szojgu uciekł z Rostowa jak pies". Po zajęciu kwatery głównej Południowego Okręgu Wojskowego w tym mieście domagał się też "rozmowy" z ministrem obrony i Gierasimowem.
To… mogło się udać
Cytowani przez gazetę zachodni przedstawiciele oceniali, że początkowy plan Prigożyna miał duże szanse powodzenia, lecz pogrążył go przeciek do FSB. Jednak fakt, że mimo uprzedniej wiedzy rosyjskich służb, szef Grupy Wagnera był w stanie zająć Rostów i dotrzeć aż pod Moskwę, "stawia pytania na temat zakresu władzy Putina".
Dziennik poodaje, że plan oligarchy, zwanego "kucharzem Putina", opierał się na przeświadczeniu, że część rosyjskiego wojska dołączy się do rebelii. Podobnie jak wcześniej "New York Times", "WSJ" podaje, że Prigożyn poinformował o swoich planach zwierzchnika rosyjskich sił powietrznych generała Siergieja Surowikina, uważanego za bliskiego wagnerowcom.
Nie jest jasne, czy Surowikin, który przez pewien czas był naczelnym dowódcą rosyjskich wojsk na Ukrainie, przekazał wiedzę o tym rosyjskim służbom. Lecz był on pierwszym, który w opublikowanym nagraniu wideo zaapelował do Prigożyna, by powstrzymał swój marsz.
Gazeta cytuje byłego przedstawiciela rosyjskiego resortu obrony, a obecnie blogera Michaiła Zwinczuka znanego jako "Rybar", który stwierdził, że bunt Wagnera spowodował duże czystki wewnątrz rosyjskiej armii.
Według cytowanych zachodnich oficjeli marsz zakończyłby się zbrojną konfrontacją w Moskwie, gdyby nie mediacja Alaksandra Łukaszenki. Białoruski dyktator miał zaoferować wagnerowcom stacjonowanie w jego kraju, "częściowo po to, by wzmocnić własne bezpieczeństwo przeciwko możliwemu wtargnięciu Rosji" i by służyli oni jako jego "osobista gwarancja bezpieczeństwa".
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński