W nocy z 12 na 13 czerwca Izrael rozpoczął uderzenie zbrojne na Iran, które - według oficjalnych deklaracji - ma doprowadzić do zniszczenia tamtejszego programu jądrowego.

Kanclerze Niemiec chwali Izrael

Komentując szczyt G7 w Kanadzie prezenterka niemieckiej telewizji ZDF użyła sformułowania "brudna robota", które podchwycił Friedrich Merz. "Jestem pani wdzięczny za określenie "brudna robota". To jest brudna robota, którą Izrael wykonuje dla nas wszystkich. Nas również dotyka ten reżim. Ten reżim mułłów przyniósł światu śmierć i zniszczenie" - powiedział chadecki kanclerz. Wyraził też swój największy szacunek, że izraelska armia i kierownictwo państwa "miały odwagę to zrobić".

Reklama

"Der Spiegel": Merz mówi jak Trump

Po słowach kanclerza Niemiec natychmiast posypały się komentarze. Dziennikarz magazynu "Der Spiegel" Severin Weiland pisze, że jest to niebezpieczne zdanie, które "brzmi jak zerwanie z linią polityki zagranicznej wszystkich poprzednich rządów Niemiec i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi". To zdanie zasługujące na uwagę. Nie mogłoby być ono bardziej odległe od iluzorycznych nadziei wyrażonych dziesięć lat temu w Wiedniu przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera. Wtedy po ciężkim maratonie negocjacji pięciu potęgom z prawem weta w ONZ i Niemcom udało się podpisać porozumienie nuklearne z Iranem. »Jestem pewien, że wynikające z tego otwarcie głęboko zmieni gospodarkę i społeczeństwo Iranu, a także może otworzyć nowy rozdział w stosunkach Iranu z Zachodem« – powiedział Steinmeier, obecny prezydent Niemiec”. „To zdanie Merza zainteresowało, bo oczekiwałoby się go bardziej z retorycznego arsenału prezydenta USA Donalda Trumpa” – pisze Weiland.

Reklama

Gazeta „Die Zeit” zamieściła dwa komentarze na ten temat – jeden za i drugi przeciw.

„To dobitne, ale uzasadnione słowa” – uważa Georg Ismar. I zwraca uwagę, że Friedrich Merz jest znany z tego, że mówi jasno i dobitnie. W odniesieniu do migrantów mówił już w przeszłości o „małych paszach”, a o nielegalnej migracji jako „all in”. „Swoimi ciętymi wypowiedziami przysparzał sobie problemów. To ciekawy eksperyment, że jako kanclerz pozostaje sobie wierny” – pisze autor komentarza. „Bardzo śmiałe stwierdzenie, ostatecznie uderzająca realpolitik. Oczywiście oświadczenie to trzeba brać bez zastrzeżeń i też krytycznie analizować. W świetle prawa międzynarodowego działanie to jest wysoce problematyczne, ponieważ Izrael powołuje się na prawo do samoobrony, atak prewencyjny przeciwko reżimowi (a nie jego ludności), który chce zniszczyć Izrael i unicestwić żydowskie życie. Ale Merz wywołuje w ten sposób ważną, kontrowersyjną debatę, coś, co rzadko udawało się Olafowi Scholzowi z jego bardzo wyważonymi słowami na temat Bliskiego Wschodu, którymi kanclerz z SPD przede wszystkim nie chciał podpadać. Taki jasny tekst może być też bardzo pomocny pod względem politycznym”. Ten prosty tekst kryje w sobie wielką szansę - uważa Georg Ismar. Słowa Merza zostały teraz pochwalone przez wszystkie możliwe izraelskie kanały. W ten sposób wmanewrował siebie i niemiecką politykę zagraniczną w pozycję, której nie miała od dawna: możliwość wywierania realnego wpływu na Izrael i premiera Beniamina Netanjahu, ponieważ kanclerz wypowiada się solidarnie, ale nie bezkrytycznie”.

Burza wśród niemieckich polityków

Za te słowa Friedrich Merz znalazł się w ogniu krytyki. Nie szczędzą jej także politycy współrządzącej z chadekami socjaldemokracji (SPD). „Taki dobór słów wywołał irytację w klubie poselskim” – powiedział portalowi ZDFheute.de ekspert SPD ds. polityki zagranicznej Adis Ahmetović. Silny sprzeciw wyrazili opozycyjni Zieloni i partia Lewica oraz lewicowo-populistyczny Sojusz Sahry Wagenknecht. Polityczka Zielonych Luise Amtsberg powiedziała: „Zamiast cynicznych i ignoranckich komentarzy ze strony kanclerza oczekuję, że rząd Niemiec zrobi wszystko w tej napiętej sytuacji, aby doprowadzić do deeskalacji”. Sam Merz uważa, że reakcje na jego wypowiedź usprawiedliwiają ją i zaznaczył, że w większości jego słowa spotkały się z aprobatą.