Były polityk nie zapłacił dotychczas grzywny w wysokości 3000 euro, jaką obciążono go za lutową awanturę. "Pan Rokita musi się liczyć z tym, że gdy pojawi się na terytorium Niemiec, zostanie aresztowany" - powiedział prokurator Ralph Reiter.

Reklama

Gdyby do tego doszło, Rokita zostałby postawiony przed wyborem: albo uiści grzywnę albo trafi do aresztu. Grzywnę przeliczono na 30 dni więzienia. Na poczet tej kary zaliczono Rokicie czas spędzony w areszcie po zatrzymaniu na lotnisku w Monachium. Pozostaje zatem 29 dni więzienia.

"Nie możemy podarować tej kary" - powiedział Reiter. Dodał, że póki były polski polityk przebywa za granicą, nic mu nie grozi ze strony niemieckiego wymiaru sprawiedliwości.

Do lutowej awantury w samolocie Lufthansy doszło, gdy Jan Rokita i jego żona chcieli skorzystać ze schowków w klasie biznesowej (mimo posiadania biletów w klasie ekonomicznej), aby włożyć tam płaszcze i kapelusze. Według relacji Rokitów, stewardesa miała im tego odmówić i dopuścić się znieważenia byłego posła.

Wezwana na miejsce policja wyprowadziła z samolotu Rokitę w kajdankach. Według jego relacji, ubliżano mu na komisariacie. Niemiecka policja zaprzeczyła oskarżeniom Rokity. W sierpniu prokuratura w Landshut uznała go za winnego zakłócenia porządku i wymierzyła grzywnę w wysokości 3 tysięcy euro, biorąc pod uwagę dochody byłego posła PO oraz rozmiar szkód, jakie spowodował swoim zachowaniem.