Wczoraj 57-letni Arkadiusz C. stanął już przed sądem. "Wymagał nazywania siebie Arusiem. Twierdził, że lubi mężatki, bo z nimi jest bezpieczniej i mąż się o seksie nie dowie. Opowiadał mi o tym, że własną żonę wprawdzie kocha, ale ona nie daje mu satysfakcji seksualnej. To było żenujące, ale na tym się nie skończyło. Dotykał moich piersi, próbował łapać za krocze, a gdy się sprzeciwiłam, pytał: <Dlaczego ty jesteś taka oporna?>" - opowiada 28-letnia Zofia L., atrakcyjna mężatka, która szczególnie spodobała się instruktorowi.
Kobieta powiedziała, że Arkadiusz C. groził jej, że ją zgwałci na placu manewrowym. Wtedy molestowana kursantka postanowiła zgłosić sprawę do prokuratury. Wtedy okazało się, że podobne zeznania złożyło jeszcze siedem innych kobiet. To wystarczyło, by Arkadiusz C. trafił za kratki. Jego adwokat zaproponował molestowanym kursantkom ugodę, ale żadna się nie zgodziła.
Arkadiusz C. przyznał przed sądem, że dotykał kobiety, ale "tylko palcem". Groził, że jak kursantki pisną choć słowo, to nie zdadzą egzaminu na prawo jazdy. "Bez żenady tłumaczył, że taki ma sposób nauczania. Dlaczego lizał po uchu jedną z kobiet? Bo... chciał jej coś powiedzieć, a ona to źle odebrała" - pisze "Fakt". Wspólnik, który prowadził z Arkadiuszem S. naukę prawa jazdy, wycofał się już ze współpracy.